- Jak to nie żyje!- pytam, a raczej krzyczę skrzekliwie.
-Właśnie wracała z Berlina, gdy uderzył w nich rozpędzony
tir. Nie wiedzieć czemu nie zahamowali, zderzenie czołowe. Zginęli na miejscu.
Przykro mi- mówił jak automat, głosem całkowicie wypranym z emocji. Ja za to
skamieniałam. Przecież to nie możliwe. Nie, ja sobie tylko spokojnie śnie.
Zaraz się obudzę, i wszystko będzie dobrze. Obudzę się w Mediolanie, w willi
Stevena Andersona, za chwilę wyjdę, z łóżka, i wszystko będzie po staremu.
Jednak rzeczywistość bywa bolesna.
-Chcielibyśmy by pani zidentyfikowała zwłoki- dodaje
policjant. Spoglądam z niepokojem na Jacka. Nie patrzy na mnie, tylko na
mężczyznę, wzrokiem mówiącym: „Facet, nie widzisz ze ona ledwo żyje?”. Ale
obydwoje dobrze wiemy że będę musiała to zrobić.
-Dobrze, kiedy?- pytam, nadzwyczaj spokojnie.
-Najlepiej dzisiaj- pada odpowiedź.
-To niestety nie zależy od niej. Musi pan pogadać z jej
lekarzem- wtrąca się do rozmowy Jack. Nieznajomy się uśmiecha.
-Już to zrobiłem. Może pójść, tylko musi mieć podpięta
kroplówkę- odpowiada. Moja głowa jest pusta. Nie mam w niej żadnych myśli,
nawet najmniejszej. Czuje się jak człowiek którego dopiero wyrwano ze snu, i
kazano przeliterować jakiś niemożliwy wyraz. Na szczęście mam Jacka.
-Dobrze, za godzinę będzie gotowa- mówi. Policjant obleśnie
się uśmiecha.
-W kostnicy- rzuca jeszcze, po czym wychodzi, a ja z
powrotem padam na poduszkę. Wierzyć mi się nie chce, to nie możliwe.
-Kim, musimy się zbierać- mówi nagle mój ukochany.
-Nie wiem, czy jestem w stanie to zrobić- odpowiadam. Jack
wie o co mi chodzi.
-Pamiętaj, będę przy tobie- pociesza mnie i przytula.
***
Identyfikacja zwłok to cos okropnego. Tym bardziej kostnica.
Ten chłód przyprawiał mnie o dreszcze, ale to nic w porównaniu z leżącym przede
mną ciałem. Tak, to na pewno była moja matka. Poznałabym ją wszędzie, nawet pod
ta warstwą brudu i krwi. Była prawie identyczna, jak ja. Bardzo
charakterystyczna. Ale przez to ze tak szybko ją poznałam, dreszcze zaczęły
mnie przeszywać z podwójną siłą. Myślałam
że zwymiotuje, było mi niedobrze. Jeszcze w dodatku ten odór przypalonego
mięsa, brudu i krwi niczego nie ułatwiał. Tak więc, jak można się domyśleć,
było to najgorsze dziesięć minut w moim życiu. Tym bardziej że Jacka nie
wpuszczono na salę, i ze wszystkim musiałam sobie poradzić całkiem sama. Czułam
się jak zwierzę umieszczone w klatce, i poddawane strasznym eksperymentom,
dlatego gdy w końcu mnie wypuścili z tej Sali tortur, pierwsze co zrobiłam, to
wtulenie się w Jacka. Nadal nie mogłam w to uwierzyć. Ale dlaczego nie
zahamowali, co się stało? Te pytania wciąż mnie nurtowały. A jak wiadomo, nie
byłabym sobą, gdybym na nie, nie
odpowiedziała. Dlatego, mimo ogólnego rozbicia i mdłości, zażądałam pokazania
mi pojazdu w którym przebywała moja rodzicielka podczas wypadku. Policjanci co
prawda byli na początku bardzo niechętni do współpracy ze mną, ale nigdy nie
wolno lekceważyć mojej siły perswazji. Tak więc już za dwie godziny stałam
przed srebrnym, całkowicie zniszczonym mercedesie. Zajrzałam pod maskę. Dokładnie penetrowałam
każdy zakamarek pojazdu, jednak nic nie znalazłam. Zawiedziona, już miałam
zatrzasnąć klapę lub przy najmniej to co z niej zostało, gdy nagle TO
zauważyłam. Praktycznie niezauważalnie przecięte kable od hamulca. To nie mogło
się stać podczas wypadku, robota była zbyt fachowo wykonana. Przerażona spojrzałam na Jacka. Przecięcie
hamulców mogło oznaczać tylko jedno.
- To morderstwo…-