piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 31


-Hej Milton- rzuciłam, wchodząc do pokoju.
Uśmiechnęłam się. Dawno tu nie byłam. Mimo wszystko praktycznie nic się nie zmieniło. Te same ściany w kolorze błękitu, poobklejane jakimiś artykułami ze „Świata Wiedzy”, wzorami i cytatami. To samo spore łóżko w rogu pokoju. Ta sama szafka nocna i równie brązowa komoda. To samo stare, ręcznie rzeźbione, wspaniałe biurko wykonane z Machoniu. Wszystko. Westchnęłam, i spojrzałam na chłopaka siedzącego przy biurku.
-Hej Kim- powiedział, nie odrywając wzroku od monitora komputera.
 Tak, on wciąż używał komputera. Nie rozumiałam tego. Jego rodzinę było stać na miliony laptopów, netbook’ów i tym podobnych rzeczy. Lecz Milton się uparł. A ja szanowałam jego decyzję.
-Co tam u ciebie?- zagadnęłam, przysiadając na skraju łóżka.
Chłopak nadal nie odrywał wzroku od ekranu.
-Wiesz, całkiem nieźle. Dostałem się na Harvard, lecz to już wiesz. Z Julią też wszystko ok. Ale przejdź do rzeczy- zaproponował neutralnym tonem. Zdziwiłam się.
-Kim, oboje dobrze wiemy, że nie przyszłaś tu na pogaduszki. O co chodzi?-  Milton w końcu spojrzał na mnie, lecz tylko przez chwile, by ponownie wbić swój wzrok w maszynę. Zagryzłam lekko wargę.
-Widzisz Milton, chodzi o to, że potrzebuję takiego jednego filmu…- zaczęłam.
-Więc w czym problem?-
-Problem polega na tym, że potrzebny mi film z jednej z kamer szpitalnych. Nie mógłbyś się włamać przypadkiem do systemu i… bo ja wiem? Chociaż by ściągnąć go?- zaproponowałam, uśmiechając się słodko.
-Mhm-
-Serio, to jedyne co masz do powiedzenia?- rzuciłam sarkastycznie. Chłopak uśmiechnął się.
-Chodzi o tę sytuacje z Jackiem, prawda?- wypalił nagle Milton. Uśmiechnęłam się szerzej.
-Nie przeczę- odparłam.
Przecież wmawianie wszystkim że nic do niego nie czuję nie ma sensu. Mój przyjaciel uśmiechnął się jeszcze szerzej. Złapałam gwałtownie powietrza.
-Jak wy to z Julią robicie?- w końcu z siebie wydusiłam.
-Ale co?- chłopka zrobił zdziwioną minę.
-Jesteście tak długo razem, i odbywa się to wszystko bez żadnych dramatów. Bez kłótni, bez niczego…- powiedziałam, na co Milton odwrócił głowę
-Kim, w każdym związku są kłótnie. Mnie i Juli też to dotyczy. Co prawda bardzo rzadko, ale widzisz… Ja i Julia, a ty i Jack… To dwa różne światy. Różnimy się, i nie można naszych związków porównywać-
-Niby dlaczego?!- zaprotestowałam, na co chłopak westchnął, i teatralnie odsunął się od biurka, po czym wbił swe przenikliwe piwne oczy we mnie. Ja również patrzyłam się na niego, a mój mózg zarejestrował tysiące faktów na raz.
-Kim, ty i Jack… Jesteście inni niż ja i Julia. Zupełnie inne charaktery. Związek mój i Juli opiera się na wzajemnym zrozumieniu, wręcz na przyjacielstwie. Za to ty i Jack. Wasz opiera się na wzajemnej miłości łamanej na nienawiść. Wasz związek to ciągła gra. Słowna, fizyczna, psychiczna. Manipulujecie sobą, szantażujecie się, kłamiecie. Wy nie potraficie tak po prostu pójść razem do kina. Wyobrażasz to sobie? Kim i Jack idą razem do kina. Kim i Jack są razem na plaży. To po prostu nie dla was. Nie potrafilibyście żyć monotonnie- wytłumaczył.
Przez chwilę siedzieliśmy w zupełnej ciszy, a ja przetwarzałam w mózgu jego słowa. Miał rację. W 100%.
-Tak, zarówno ja i Jack boimy się monotonni. Ja… ta gra..- zamotałam się, na co chłopak tylko pokręcił głową z delikatnym pół-uśmiechem.
-Kimi, bądźmy szczerzy. Nie umiałabyś przeżyć bez tej gry. Grasz w nią od zawsze. To cała ty: władcza, dystyngowana, olśniewająca, wspaniała. Cudowne stroje, ciągłe przyjęcia, gierki, ponadprzeciętna inteligencja, bycie nieustanie zdobywaną… To cała ty. A Jack cie właśnie taką kocha. Pełną kontrastów. Jednocześnie delikatną i silną, słodka i mroczną. On cie kocha taką jaka jesteś. Ze wszystkimi twoimi gierkami, kłamstwami, szantażami. Kocha cię, lecz jednocześnie chce być lepszy. W waszym związku odbywa się nieustana walka o dominację. I właśnie to kochacie oboje. Te grę. On kocha ciebie, a ty jego. Ale wiesz co jest ciekawe? – zapytał, na co ja pokręciłam głową.
–Wy wzajemnie budzicie w sobie mroczne strony. Podsycacie ten ogień który jest w was… I uwielbiacie w sobie te mroczne obszary- zakończył, obserwując moją reakcje.
Miał rację. Przypomniałam sobie wszystkie sytuacje w których manipulowałam Jackiem. W których on mnie szantażował. Przypomniałam sobie, jak pomimo okropnej, palącej nienawiści, nie mogłam mu się oprzeć. Jak zawsze podczas kłótni dochodziło między nami do pocałunków. Zadrżałam, na wspomnienie tych namiętnych, wręcz miażdżących wargi pocałunków.
-Masz racje. Ze wszystkim. I właśnie dlatego nie mogę stracić Jacka. Gdzie ja znajdę takiego drugiego?- wysiliłam się na żart.
Milton uniósł brwi i pokręcił głową w zabawnym geście.
-Do ściągnięcia tego filmu będzie mi potrzebna kamer która to zarejestrowała. Gdzie to było?- zapytał, na co ja otrząsnęłam się z zamyślenia.
-Schowek na środki czystości. Czwarte Pietro, pokój…. Chyba 201- doprałam, podchodząc się do biurka. Pochyliłam się nad ramieniem Miltona.
Chłopak wchodził na jakieś strony, klikał coś szybko na komputerze, lecz po około 10-ciu minutach przestał, i przeniósł wzrok na mnie.
-Kim, to może troszkę potrwać. Zadzwonię do ciebie, gdy będę już go miał- odparł, dając mi jasno do zrozumienia, że powinnam wyjść. Przewróciłam oczami, ale wyprostowałam się.
-Ok., będę czekać. Dziękuję- rzuciłam tylko na odchodne, po czym wyszłam z morelowej willi, stukając obcasami…



Dobra, kolejny. Nudny i bezsensu, lecz uwieszcie mi, wielki finał was totalnie zaskoczy...

czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 30


Stałam tam jak największa na świecie idiotka. Ba, wręcz jak debilka. Kto to widział? Stać w takiej zadumie, wpatrując się w starego manekina do ćwiczeń…. Westchnęłam, i zebrałam się w końcu w sobie. Zrobiłam krok na przód, pchnęłam drzwi i weszłam do dojo. Złapałam gwałtownie powietrza. Sala była całkowicie pusta, co mnie odpowiadało. Nadal utrzymywałam kontakty z Miltonem, Eddim oraz oczywiście Jerrym, więc wiedziałam kiedy, w jakich godzinach trenują. Tak więc wybrałam się akurat po treningu. Jak jakaś psychopatka stałam nieopodal w sklepie, patrząc zza wieszaków z ubraniami, jak moim przyjaciele wychodzili. Najpierw naturalnie Eddi. Potem oczywiście Milton, co ciekawe z Julią. Pewnie przyszła popatrzeć na trening. Gdy tylko oni zniknęli za rogiem, z dojo wyszli Jerry i Jack. Pochłonięci byli w rozmowie. Na widok chłopaka serce przyśpieszyło rytm, jednocześnie boleśnie się skurczając. Jednak nie odwróciłam wzroku. Dokładnie przyjrzałam się mojemu eks: włosy lekko rozczochrane, ciemna skóra oraz wyrzeźbione mięśnie, doskonale widoczne pod opinającą ciało koszulką. Ale twarz…. Nie, na pierwszy rzut oka nie było widać że coś jest nie tak. Jack dużo się ode mnie nauczył, w tym panowanie nad mimiką. Jednak, nigdy nikt nie opanuje tego tak perfekcyjnie jaki ja. Tak więc, dokładnie widziałam ciemne sińce i ten ból w oczach. Co chwila też rozglądał się na boki, jakby kogoś wypatrywał wzrokiem. Nagle jego spojrzenie pomknęło w moją stronę. Szybko schowałam się wśród wieszaków, i poczekałam tam, do momentu gdy byłam pewna że sobie poszli. Nie, nie poszłam tam obserwować Jacka. Poszłam tam, by wrócić do treningu. Tak, właśnie tak. Wrócić. Wiem, że lekarz zabronił, lecz ja nie umiałam długo bez tego żyć. Tak więc oto, po tak wielu miesiącach nieobecności, znów weszłam do dojo Bobiego Wasabiego. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Czułam się dziwnie. Byłam jednocześnie wzruszona i lekko podenerwowana. Bałam się, że Jack za chwilę tu wejdzie i zacznie się cyrk, jednak nic takiego się nie stało. Wolno podeszłam do pucharów, i przejechałam po nich dłońmi. Na większości widniały nazwiska moje i Jacka. Uśmiechnęłam się delikatnie, poczym spojrzałam w górę. Nasze wspólne zdjęcie, z jednego z turniejów. Staliśmy na nim wszyscy, przytuleni do siebie, uśmiechnięci, tak bardzo szczęśliwi… Nie zdawałam sobie jeszcze w tedy sprawy, co mnie czeka w ciągu tego roku. Jakie katusze i tortury przeżyję, że kilka razy ledwo wyrwą mnie ze szponów śmierci, że ja i Jack… Że my…
-Kim?- zawołał nagle głos za mną. Odwróciłam się z lekkim uśmiechem.
-Witaj Rudi-
Sensej wyglądał na zaskoczonego… Nie, nawet na zszokowanego. Uśmiechnęłam się szerzej.
-Przepraszam, chciałabym potrenować. Mogę?- zapytałam słodko, przyglądając się mężczyźnie. Z jego twarzy zszedł wyraz zaskoczenia, a zastąpił go ciepły uśmiech.
-Jasne, tylko wiesz, zmieniły nam się godziny treningów…- zaczął, lecz mu przerwałam.
-Nie chcę trenować z grupą. Chciałabym zacząć trening indywidualny. I to najlepiej tak, by nikt o tym nie wiedział- rzuciłam stanowczo. Mężczyzna pokiwał głową, choć w jego oczach dostrzegłam wahanie.
-Wiesz, nie chce spowalniać grupy, a ja nadal nie mogę trenować tak ostro jak oni- wyjaśniłam, bo już otwierał usta by zalac mnie pytaniami.
-Aha,… No tak, masz rację- wyraźnie się speszył, po czym się uśmiechał.
-Dobrze, to może pokaż co pamiętasz?- zaproponował, ustawiając się w pozycji bojowej na macie. Wykonałam dokładnie to samo.
Przez chwilę walczyliśmy. Wykonałam parę półobrotów, trochę kopnięć i kilka innych figur. W końcu, po kilku minutach stwierdziłam że musze odpocząć. Serce kołatało okropnie w mojej piersi, a mnie ciężko było złapać oddech. Wyszłam z wprawy, musiałam od nowa złapać formę. Przeczekałam pięć minut, poczym wstałam.
-Jeszcze raz- nakazałam, wskazując na Rudi’ego.  Mężczyzna pokręcił głową.
-Chętnie Kim, lecz ja musze się zbierać. Mam randkę z nijaką Margaritą- powiedział, a imię wymówił z hiszpańskim akcentem.
Przewróciłam oczami. Stary, dobry Rudi.
-To leć- rozkazałam, podchodząc jednocześnie do manekina. Musiałam sobie przypomnieć wszystkie, co do jednej figury.
Drzwi zamknęły się za sensejem z lekkim kliknięciem, a ja momentalnie poczułam się nieswojo. Mimo wszystko nie przerywałam treningu. Po godzinie byłam okropnie zmęczona i trochę obolała, lecz zadowolona. Przypomniałam sobie wszystkie ciosy, każdą figurę, wszystko. Teraz tylko popracować nad formą, bo stanowczo za szybko łapałam zadyszkę. Nagle drzwi do dojo się otworzyły. Pewna, że to Rudi, odwróciłam się twarzą do wejścia. Zamarłam. W drzwiach stał Jack, przyglądając mi się z lekkim niedowierzeniem wypisanym na twarzy. Ja również na niego patrzyłam, lecz szybko przeniosłam wzrok na matę. Nie miałam mu naprawdę nic do powiedzenia. Tak więc cisza miedzy nami trwała w najlepsze, a żadne z nas nie ośmieliło się wykonać nawet jednego ruchu. Zupełnie niespodziewanie drzwi ponownie się otworzyły, i do środka wpadł Eddi.
-Jack, idziesz, wszyscy na ciebie czekamy, miałeś tylko wziąć..- zaczął, lecz potem mnie zauważył. Spojrzał na mnie, na Jacka, z powrotem na mnie i znów na Jacka, po czym powoli się wycofał z lokalu
-Po co tu przyszedłeś?- odzyskałam mowę. Jack mrugnął, jakby wyrwany z głębokiego snu.
-Zapomniałem telefonu- wyjaśnił krótko, obserwując mnie.
-Więc może go weź?- upomniałam go, lecz ten nie zareagował.
-Kim, wiem jak tamto wyglądało, lecz to nie było to…- wypalił nagle ni z gruszki, ni z pietruszki chłopak.
Spojrzałam na niego z powątpieniem.
-Jack, gdy przyłapałam cie na tym, że założyłeś się o mnie, mówiłeś dokładnie to samo-
-Kim, nie zrobiłbym ci tego! Nie zdradziłbym cię!- zapewnił gorliwie. Zaśmiałam się szyderczo.
-Tak, i właśnie dlatego spotkałem się w tajemnicy z dziewczyną, która oskarża mnie o zdradę i jeszcze ciążę- rzuciłam sarkastycznie.
Widać było że Jack się wkurzył.
- Serio tak chcesz to skończyć? Naprawdę wolisz uwierzyć jakiejś skończonej kretynce zamiast mnie?- wycedził przez zaciśnięte zęby. Odwróciłam wzrok.
-Patrzę na fakty- odparłam. Teraz to chłopak zaśmiał się ironicznie.
-Nieprawda! Nawet gdy jeszcze nie zobaczyłaś mnie z nią, nawet gdy mogłaś się opierać co najwyżej na tych kłamstwach, i tak odsunęłaś się ode mnie! Nie potrafiłaś mnie dotknąć, a po tym filmie nawet na mnie patrzeć!- wykrzyczał.
Na te słowa wezbrała we mnie niepohamowana wściekłość.
- Nie, nie odsunęłam się od ciebie! Za każdym razem gdy cie widziałam, w każdej minucie chciałam po prostu do ciebie podbiec i cie przytulic. Zapewnić że wszysto będzie dobrze. Lecz nie mogłam. Czułam do siebie złość i  nienawiść. Nienawiść Jack! Do samej siebie! Lecz za każdym razem jak na ciebie patrzyłam, przed oczami od razu stawały mi sceny z tego filmu! Widziałam jak ją całujesz, i ja… Nie mogłam tego znieść. Ja…- nie dokończyłam. Nie wiedziałam co powiedzieć.
Podniosłam wzrok i spojrzałam na Jacka. Chłopak również mi się przyglądał. Jego oczy były pełne bólu, lecz nic nie mówił.
-Więc co robimy?- zapytał po chwili ciszy. Westchnęłam ciężko.
-Nie wiem Jack. Nie wiem…-


Dobra, to juz 30 rozdział! Wow, minął juz rok od kiedy piszę. Ale ten czas szybko leci. Myslę że jeszcze koło 10- 15 rozdziałów i koniec. A potem, zobaczymy :)


piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdziła 29 + przeprosiny


-Kim!- woła szczęśliwa przyjaciółka, prawie skacząc ze szczęścia na łóżku szpitalnym. Uśmiecham się do niej delikatnie i przysiadam na krześle obok.
-I jak tam?- pytam, patrząc na nią. Wygląda wspaniale. Jej kasztanowe włosy lśnią, oczy jej błyszczą. Owszem, ma na sobie tę okropną szpitalna koszulę, jest rozczochrana i nieumalowana. Jednak bije od niej jakiś blask, Grace wręcz promienieje. Słyszałam co prawda że ciąża może aż tak wpłynąć na przyszłe mamy, lecz nigdy w to nie wierzyłam. A tu proszę…
-Wspaniale. Rodzice Jerre’go są cudowni. Tak nas wspierają! Za jakiś tydzień wychodzę ze szpitala, i tego samego dnia idziemy z Jerrym oglądać mieszkania! Tak się cieszę! Oczywiście będziemy mieszkać w jakimś apartamencie, bo na razie nie potrzebna nam willa. Myślę że przeniesiemy się do Nowego Yorku. Wiesz, mają tam dużo bardziej luksusowe apartament owce, w dodatku w korzystniejszej cenie. Już nawet zaczęłam planować pokuj maluszka! I myślałam nad imionami! Wiesz, jak to będzie dziew….- zaczęła trajkotać, na co ja zaśmiałam się, jednocześnie wypakowując z torby laptopa. Włączyłam go i weszłam na stronę szpitala. Właśnie włamałam się do bazy danych, i gruntownie przeszukiwałam ją, w celu znalezienia Dolores (tak miała na imię?).
-Kim, Kim!- zawołała nagle moja przyjaciółka, na co ja gwałtownie uniosłam głowę.
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?- zapytała, na co ja się uśmiechnęłam. Jezu, nadal się nie nauczyły?
-Naturalnie. Jak będzie dziewczynka to nazwiesz ją Rose. A jak chłopczyk, to chyba Eddie, lecz wahasz się jeszcze nad Patrickiem- wyrecytowałam, patrząc na zdziwiona dziewczynę. Grac siedziała chwilę z rozdziawionymi ustami, przyglądając mi się uważnie.
-Kim, co się stało?- zapytała po chwili.
-Nic- odpowiedziałam, nie dając nic po sobie poznać. Dziewczyna przekrzywiła głowę na bok.
-Przecież wiem że jednak coś. No mów…- powiedziała, na co ja się zaśmiałam sztucznie.
-Ależ naprawdę wszystko jest w jak najlepszym porządku- odpowiedziałam, jednak nie dała się tak łatwo spławić.
-Kim, wiem że jesteś mistrzynią kłamstwa i mowy ciała. Lecz znam cię. Możesz mnie okłamać w każdej innej kwestii, lecz potrafię wyczuć kiedy coś jest u ciebie nie ok.- zapewniła, patrząc mi w oczy. Westchnęłam, i opuściłam wzrok.
-Jack- zgadła Grace, przyglądając mi się. Uśmiechnęłam się słabo.
-Znasz mnie- zaśmiałam się cicho. Dziewczyna pokręciła tylko głową, nie dała się odwieść od głównego tematu. Pewnie zbyt dużo czasu spędzała ze mną.
- Kim, co się dzieje?-
-Nic poważnego. Tylko jakaś dziewczyna zarzuciła Jackowi, że się z nią przespał gdy ja byłam w śpiączce, i że teraz jest z nim w ciąży- powiedziałam lekko, na pozór obojętnie, machając ręką jakby to był kiepski żart. Jednak Grace się nie nabrała na moje wyśmienite aktorstwo. Zmarszczyła brwi i wzrokiem domagała się wyjaśnień. Przewróciłam oczami.
-A Jack co na to?- zapytała. Spuściłam wzrok. Samo jego imie sprawiało, że kłuło mnie w sercu. Zupełnie jakby ktoś wyrwał mi duszę.
-Nic nie pamięta- odpowiadam.
-To może to tylko żart? Albo dziewczyna puściła się z kimś, a teraz chce wplątać w to Jacka, bo wie że jest bogaty?- zaproponowała Grac. Odwróciłam wzrok.
-Tez tak myślałam. Jednak ona pokazała nam nagranie. Co prawda było źle nagrane, i mało co było widać, lecz chłopak z nagrania, z postury i ogólnego wyglądu wyglądał jak Jack. Wtedy powiedziałam że na nagraniu jednoznacznie nie widać że to Jack, a poza tym chyba by pamiętał że mnie zdradził. A ta zdzira powiedziała że Jack był w tedy pod działaniem środków uspokajających. Że to było następnego dnia po upadku z mostu. Lekarze w tedy powiedzieli że na 98% nie przeżyję. Jack zaczął się rzucać, więc dali mu jakieś silne leki uspokajające. A po nich poszedł z nią do łóżka… Albo schowka, jak wynika z tamtego nagrania. Tak swoją drogą, to to nagranie to kiepski pornos- wysiliłam się na żart, widząc reakcje przyjaciółki.
-Kim, to okropne!!! Co ty teraz zrobisz?- . Westchnęłam ciężko, przenosząc wzrok na ścianę.
-Grace, naprawdę nie wiem. Na razie czekam do momentu, gdy będzie można zrobić test DNA. Lecz nawet jeśli to nie dziecko Jacka, to wcale nie odpada opcja, że on się z nią nie przespał. Nie mam bladego pojęcia co mogę w tej sytuacji zrobić… Po raz pierwszy nie wiem- odparłam, ukrywając twarz w dłoniach. Nie płakałam, po prostu musiałam na chwilę schowac się przed badawczym wzrokiem przyjaciółki.
-Jak wy to znosicie?- zapytała dziewczyna po chwili ciszy. Uniosłam głowę.
-Kiepsko… Ja naprawdę chciałabym być przy nim. Wspierać go. Dodawać otuchy, bo wiem, że jemu też jest okropnie ciężko. Ale, nie mogę…. Nie wiem jak to opisać… Po prostu, jest we mnie jakaś bariera, która sprawia że nie mogę go nawet dotknąć, nawet na niego spojrzeć. Przed oczami od razu pojawiają mi się sceny z tego filmu, od razu widzę Jacka zdradzającego mnie… To jest dla mnie nie do zniesienia. Chwilowo jesteśmy w ….- słowo to nie chciało mi przejść przez gardło- seperacji- wydusiłam z siebie w końcu. Grac złapała gwałtownie powietrze.
-Kim…. Tak mi przykro…. Gdyby nie ja, nie ten skok, to nic by się nie stało… Siedziałabyś sobie w Mediolanie, a ty i Jack…- zaczęła, lecz przerwałam jej gestem dłoni.
-Grac, to nie twoja wina. A teraz, czy mogłybyśmy zmienić temat?- zaproponowałam z delikatnym, fałszywym uśmiechem.
Właśnie w tej chwili do pokoju weszła pielęgniarka.
-Obchód- orzekła, świdrując mnie wzrokiem. Uśmiechnęłam się miło, i zwróciłam do przyjaciółki.
-To ja pójdę po kawę- , po czym spakowałam laptopa z powrotem do torby i wyszłam z Sali. Kierowałam się do szpitalnej kawiarni, zastanawiając się, czy lepiej wybrać tiramisu, czy truflowe muffiny. Właśnie skręcałam w następny korytarz, gdy drzwi jednego z pomieszczeń gwałtownie się otworzyły i wyszła z nich Dolores (serio, tak miała na imię?). Szybko schowałam się za róg, ostrożnie wyglądając zza ściany. Dziewczyna rozejrzała się dokładnie po korytarzu, po czym dała znak ręką jakiejś osobie w pomieszczeniu. Ciekawa, nadal obserwowałam rozwój wydarzeń. Moja mała przyjaciółeczka zachowywała się dziwnie, a ja zamierzałam odkryć jej wszystkie brudne sekreciki. Nagle z pokoju wyszedł wysoki, ciemnowłosy mężczyzna. Stał do mnie tyłem, więc od razu go nie poznałam. Jednak z postury, koloru skóry i włosów, zachowania do złudzenia przypominał Jacka. Moje serce zadrżało. Czy to możliwe? Możliwe, że Jack jednak mnie zdradził, i teraz umawia się z tą całą Doloris? Nagle postać odwróciła się, dokładnie w tym samym momencie, w którym wyszłam zza rogu. Moje spojrzenie spoczęło dokładnie na pełnych zdumnienia i zaskoczenia, ciemnych oczach Jacka. Moje serce biło jak oszalałe. Nie mogłam w to uwierzyć…. Nie, to jakiś koszmar. To tylko sen, okropny sen. Lecz to była rzeczywistość. Moje serce waliło zbyt rzeczywiście, by to mogło być złudzenie. Chwilę staliśmy na korytarzu, patrząc na siebie w zupełnej ciszy. Patrzyłam w oczy Jacka, teraz pełne prośby i miłości. Po chwili oderwałam od niego wzrok, i spojrzałam pod jego ramieniem, na Dolores stojącą za nim, i uśmiechającą się bezczelnie. Moje serce skurczyło się boleśnie. Chłopak zauważył to spojrzenie, i z prędkością błyskawicy wyciągnął dłonie by mnie zatrzymać, ale było już za późno. Odwróciłam się napięcie i odeszłam szybkim krokiem, z wysoko uniesioną głową. Jack naturalnie pobiegł za mną, gwałtownie zakręcając, tak, że o mało się nie przewrócił. Zdezorientowany, rozejrzał się na boki, lecz mnie już nigdzie nie było. Ja sobie za to spokojnie siedziałam w pustej Sali szpitalnej, czekając, aż moje skurczone serce w końcu się uspokoi i jakoś powróci do normalności, a moje oczy w końcu odpuszczą sobie nieudolne próby płaczu…


Po pierwsze, pragnę gorąco wszystkich przeprosić że tak późno. Wiem że obiecałam wszystko nadrobić, lecz proszę, zrozumcie że każdy ma swoje życie! Blog jest dla mnie bardzo wazny, lecz nie najważniejszy! Dlatego prosze o zrozumnienie, i nie obrażanie sia na mnie, choć wiem, że po takiej przerwie zasłużyłam. Po drugie, wiem że zawaliłam z tymi  Libster Awards. Nie żartowałam, i nie robiłam tego pod publiczność, naprawdę to dla mnie zaszczyt. Postaram się szybko dodać, lecz niczego nie obiecuję. To samo z rozdziałami: mam bardzo duzo na głowie, problemy ze zdrowiem, nowa szkoła, życie towarzyskie, mniejsze i większe zajęcia, i naprawdę nie mam nawet czasu na odpoczynek, a co dopiero rozdział. Przepraszam, nie wiem kiedy kolejny. Postaram się na poniedziałek dodać.... Dziekuję równiez wszystkim osoba które ze mną wytrwały. Obawiam sie, że niedługo zakończe bloga, więc...Dziekuję. Jesteście wspaniali. To dzięki wam miałam motywacjie by pisac dalej. Dzieki :-)