poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział 21


Złapałam powietrze. Bolało, ale było to pierwsze co pamiętam. Pewnie ta scena przypominała te wszystkie scenki z filmów o wampirach: jakbym właśnie się ocknęła po przemianie.  Otworzyłam oczy, ale szybko je zamknęłam pod pływem nagłej jasności. Po kilku sekundach spróbowałam jeszcze raz, ale już dużo ostrożniej. Większość ciała parzyła mnie jakby żywym ogniem, czyli w normalnym języku, po prostu okropnie bolało. Mniejszości za to w ogóle nie czułam. Obok mnie słyszałam ciche pikanie jakiegoś respiratora. Próbowałam się podnieść, gdy nagle poczułam bolesne ukłucie. To te wszystkie rurki podpięte do mojego ciała sprawiały że nawet nie mogłam usiąść. Zirytowana, zaczęłam powoli wyjmować je z mojego ciała. Nie był to przyjemny zabieg, bolał jak diabli, ale nie zdążyłam wyciągnąć nawet drugiej, gdy nagle zatrzymała mnie czyjaś ręka. Podniosłam spojrzenie. Jack.
-Nie rób tego- powiedział smutnym, zmęczonym głosem. Widać było że nie spał od dłuższego czasu, miał zmęczoną cerę, ciemno fioletowe cienie pod oczami, ale najgorsze były oczy. Czaił się w nich taki smutek, ból i rozczarowanie, że to aż łapało za serce. Ze skruchą opuściłam wzrok, bąkając słabiutko przepraszam, i automatycznie przestaje wyciągać urządzenia z ich otworów. Gdy tylko Jack widzi że odpuściłam, kładzie mi lekko dłoń na szyi, i pcha moją głowę, tak  aby znów spoczęła na poduszce. Posłusznie kładę główkę z powrotem na tworzywie, i przez kilka minut siedzimy w całkowitej ciszy. Nie czuję się dobrze, przypomina mi się  nasza rozmowa z Jackiem, po wydarzeniach w kopalni. I wiem że tym razem to też jest moja wina, dlatego gdy mówię:
-Przepraszam- robię to zupełnie szczerze, pełna skruchy i żalu. Słyszę jak Jack wypuszcza powietrze i przekręca się na krześle.
-Za co mnie niby przepraszasz?- w jego głosie słychać irytację i złość. Lekko się przestraszyłam jego tonu.
-Za to że zawsze wszystko psuje. Gdyby nie ja wiódłbyś dużo normalniejsze życie. Takie na jakie zasługujesz. Ja daje ci tylko rozczarowanie- odpowiadam zgodnie z prawdą. I właśnie na te słowa chłopak wybucha.
-Nie rozumiesz Kim, że nie jestem zły lub rozczarowany tobą, tylko sobą! Cały czas narażam cie na niebezpieczeństwo, obiecuje  szczęście a nie potrafię cię nawet ochronić! Przecież to przeze mnie cie porwano, to na mnie chcieli zemsty!- wiem że dopiero się rozkręca- To ja cie doprowadziłem do stanów depresyjnych, ja okłamałem i założyłem się o ciebie! Przeze mnie Gwen opublikowała ten film, to ja całowałem cie i kusiłem na wszystkie możliwe sposoby! Miałaś racje, jestem całym złem twojego świata…- mówi coraz szybciej, coraz trudniej go zrozumieć.
-Nie mów tak…- zaprzeczam słabo, nadal dochodzę do siebie po wypadku.
-A teraz leżysz tu, cała połamana, całkiem bezbronna i taka krucha, i przepraszasz mnie jakby to była twoja wina, jakbyś w czymkolwiek zawiniła! – wypluwa z siebie kolejne słowa, wiem ze to już prawie koniec- Ja naprawdę nie chciałem ci nigdy zrobić krzywdy, ani cie zranić… To wszystko robiłem ponieważ cie kocham, kocham do szaleństwa! Ale chyba ta miłość jest dla ciebie zabójcza- wreszcie kończy, i opada na łóżko koło mnie. Delikatnie podnoszę dłoń, kładę mu ją  na policzku, zmuszając go by spojrzał mi w oczy. Jego własne pełne są smutku i złości. Wzdycham.
-Jack, zrozum, to nie twoja wina. Nic nigdy nie było twoja wina Jesteś moim największym szczęściem, nie złem. Nie mów tak, rozumiesz? Bo zadręczając się ranisz mnie najbardziej- tłumaczę, i widzę delikatny uśmiech na jego twarzy. Wiem ze już niedaleko by osiągnąć zamierzony efekt, teraz musze tylko zmienić temat.
-Jack, co z Grace?- pytam cicho. Chłopak spogląda na mnie, lecz szybko przenosi swój wzrok na ścianę. Widać że chce uniknąć odpowiedzi.
-Jack- powtarzam, na co chłopak wzdycha.
-Jej stan jest niestabilny, można by rzec krytyczny, ale cały czas walczymy- odpowiada równie cicho co ja. Wiem ze mnie obserwuje.
-Muszę ją zobaczyć!- żądam. Chłopak wzdycha.
-Wiedziałem że tak powiesz- mówi, uśmiechając się blado- ale to niestety nie możliwe. Ty sama walczyłaś o życie przez dwa dni, dopiero trzeciego twój stan się ustabilizował, więc nie mogę ci na to pozwolić. Nie masz nawet siły by mówić, a chcesz ratować umierającą?- pyta, czym tylko mnie denerwuje.
-Tak się składa, że umierająca jest moją najlepsza przyjaciółką. Nie mogę jej zostawić. Ona nigdy mnie nie zostawiła- odpowiadam. Jack ponownie wzdycha. Widocznie szykuje się dłuższa rozmowa. Już ma coś powiedzieć, kiedy nagle sobie przypominam.
-Jack, wiadomo dlaczego chciała skoczyć?- pytam. Mój ukochany nie patrzy na mnie. Jego wzrok lata wściekle po pokoju, widać że zna odpowiedź na moje pytanie, ale nie chce jej powiedzieć. Tak więc cisza się przeciąga, aż w końcu nie wytrzymuje.
-Wykrztuś to z siebie- żądam.
-Kim, ona była w ciąży- odpowiada posłusznie, na co ja blednę. W ciąży? Dlaczego ja nic o tym nie wiedziałam? Czy to tylko dlatego chciała odebrać sobie życie. A jeśli o mało sobie tego nie zrobiła, to co z dzieckiem?
-Ile?- pytam ponownie, pochłonięta w zadumie.
-Co ile?- powtarza Jack
-Ile trwała ciąża?-
-Jak dowiedzieliśmy się od ginekologa Grace, to był drugi miesiąc- mówi, czym mnie już totalnie dobija. Ale ona, kiedy…? Z Jerrym?
-Z Jerrym?- zapytałam głupio. Jack kręci głową, na znak potwierdzenia.
-Co z tym dzieckiem?- chce jeszcze wiedzieć. I to na razie moje ostatnie pytanie.
-Żyje. Jeszcze. Na szczęście  Grace uderzyła w tafle wody nogami, a nie brzuchem, bo w tedy było by po nim. Na razie żyje, lecz ma się dość kiepsko. Ponieważ długo byłyście pod wodą, dziecko też nie miało tlenu. Ciąża jest poważnie zagrożona- mówi, a ja już mam  zapytać o coś jeszcze zapytać, gdy nagle drzwi Sali się otwierają, i staje w nich policjant.
-Panna Kim Crawford?- pyta. Odpowiadam twierdząco.
-Pani matka nie żyje…


 Dobra, od czego tu zacząć? Przede wszystkim bardzo dziekuje Idzie Żakowieckiej oraz  Claudia Howard, za to że pomogły mi troche inaczej spojrzeć na pewne kwestie.  Dodatkowo trwały i trwaja przy tym blogu. Po drugie, wcale nie uwazam was za złych ludzi, nie próbuje was oczerniać. Jeśli mam byc szczera, to cał cała szpoka zaczęła się przez bardzo głupi i debilny szczegół., którego nie musicie wiedziec, ale ma on zwiazek z aleXandrą. Ale o co chodził, to juz pozostanie moją tajemnicą. I nie, nie brałam was na litość.  A co do rozdziału, to wiem ze debilny (i tego tez nie mówie, aby wziąć was na litosc, naprawdę tak myślę.  Cały czas tylko szpitale, i te debilne rozmowy, ale juz niedługo to sie zmnieni). Jeszcze raz dziekuje ludzią którzy czytaja te bzety. To na razie tyle. Pa.

sobota, 24 listopada 2012

...

Owszem, AparatkQ ma troche racji. Ale ja tez nie zamierzam przepraszać. Nie, nie biore was na litość. A co tych reklamujących komentarzy? Tak, pisałam je, po co mam je ukrywać. Ale juz dawno tego nie robie. I tamten post wcale sie nie rozchodził sie o nie. Nie mówił o reklamujących komantarzach, to było w nim naj mniej ważne, a wy się wszystkie ich uczepiłyście jakbym tylko o nich pisała, jakbym napisała : Sorki, usówam bloga, bo reklamujecie w komentarzach swoje blogi". I  AparatkQ moze czytasz, nie wiem. Skad mam to wiedzieć? Tak samo jest z twoimi. To że nie pisze komentarzy nie znaczy ze mnie nie ma, że nie czytam.I moze wy którzy napisali pod tamtym komentarz, czytaja mojego bloga. Ale inni? Przedtem było tak wielu czytelników, wszyscy pisali ze jest super,ale teraz wiekszość ma własne blogi, i juz nawet nie wchodzi, a przeciez tak im sie podobał. Dla jasności to nie jest próba wzbudzenia litości. Piszę to co czuje i mam głeboko w... powarzaniu czy ty AparatkQ uwazasz to za branie na litość.

poniedziałek, 19 listopada 2012

What Do You Want From Me?

Wiec... Co ja mogę tu napisać?  Przepraszam ze nie dodaje, bo mam na swoim laptopie z pieć nowych, ale szczerze? Po co ja je mam dodawać? Przeczeż czytacie je tylko po to by zareklamowac własne. Wystarczy  ze nie ma mnie przez 2 tygodnie, i wszyscy o mnie zapominaja, a ponoć tak je kochają. Wiecie co... Sory, będę z siebie teraz robic debilke, ale jest mi przykro, bo tylko przez to ze nie reklamuje swojego bloga, i nie pisze pod kazdym nowym rozdziałem na cudzym blogu że u mnie nowy, to wy je prawie wcale nie czytacie. Dla was nie wazna jest treść, język, przesłanie. Niewazne że w niektórych, innych blogach nie ma praktycznie żadnej akcji, i tak to tamte bedziecie czytac, reklamowac, mówić że są takie super.A ja nie chce na siłe wciskac komuś mojej twórczości. Dlatego chyba usune tego bloga. Jeszcze nie wiem. Zastanowie się, ale przeciez was to i tak nie obchodzi...