wtorek, 28 maja 2013

Rozdzial 26


Wiatr rozwiewał moje złote włosy na wszystkie strony. Zachwycona, uśmiechałam się szeroko. Dawno już zapomniałam jakie to uczucie. Uczucie euforii. Kiedyś tak często je odczuwałam, a teraz… Westchnęłam delikatnie, przyglądając się gwiazdą. Noc była piękna. Czarno- granatowe niebo wspaniale kontrastowało ze złotem gwiazd, a wspaniały, srebrzysty rogal księżyca górował na niebie.
-Wszystko dobrze?- zapytał z uśmiechem Jack. Zaśmiałam się.
-Nawet lepiej niż dobrze. Jest wspaniale. Dawno się tak nie czułam. Tak…-
-Wolna- dokończył za mnie. Posłałam mu najpiękniejszy z uśmiechów.
-Tak, właśnie tak. Przez kilka ostatnich miesięcy czułam się jak zamknięta w klatce.  Jakby nic nie było realne. Czułam się jakby ktoś mnie wyjął, i zastąpił zupełnie inną osobą. Podczas tych wszystkich wydarzeń zatraciłam gdzieś siebie. Moją chęć walki, moją osobowość. Prawdziwe ja. Dziś je odnalazłam. Już się nie boję. Jestem znów sobą. Znów jestem silna- wyjaśniłam tak dobrze jak tylko potrafiłam. Bo prawdą jest, że nie umiałam odpowiednio dobrać w słowa, co dziś poczułam. Co się zmieniło. Po prostu się nie dało. Jack ze zrozumieniem pokiwał głową.
-Wiem co poczułaś. Miałem podobnie. To kilka miesięcy porządnie dało nam w kość. Czułem się jak w koszmarze. Ja, a co dopiero ty! A dziś, gdy zobaczyłem to wszystko, poczułem się tak… Normalny. Jakbym się przebudził z głębokiego snu- powiedział. Westchnęłam.
-Wiesz że nic już nigdy nie będzie takie samo?- powiedział lekko zasmucona., Znaczy, nie byłam smutna…  Nadal byłam szczęśliwa, lecz wiedziałam że musze się zmierzyć z tym co mnie najbardziej przerażało. Z przyznaniem na głos, że moje życie zmieniło się bezpowrotnie.
-Wiem- odpowiedział chłopak.
-Już nigdy nie będę tą samą Kim, Kim sprzed porwania. Zbyt wiele się zmieniło-
-Taj samo jak już nigdy nie wrócimy do liceum, tak samo jak już nigdy nie odzyskamy zużytej chusteczki. Kim, przeszłość to już historia. Nie warto patrzeć za siebie- mówi Jack, mocniej ściskając moje palce. Odwracam wzrok i przez chwilę jedziemy w ciszy. Przyglądam się mijającym krajobrazom. Akurat przejeżdżamy koło plaży. Tej samej, na którą Jack zabrał mnie zaraz po wyprowadzce ojca. Uśmiechnęłam się na wspomnienie tamtych chwil.
-Skręć tu- zarządziłam. Jack spojrzał w bok i się uśmiechnął.
-Jak sobie życzysz milady- powiedział poważnym tonem i posłusznie skręcił. Uśmiechnęłam się. Po chwili samochód stanął. Jack wysiadł pospiesznie i podbiegł do drzwi od mojej strony, po czym otworzył je dla mnie szarmancko. Zupełnie to nie przypominało naszej ostatnie wizyty tutaj. Chłopak wyciągnął rękę w moja stronę. Zawahałam się chwile.
-Zaufaj mi- poprosił Jack, a ja się uśmiechnęłam, przyjmując wyciągnięta dłoń. Chłopak nagrodził mnie zniewalającym spojrzeniem, a ja rozejrzałam się w około.
-Aż trudno uwierzyć że byliśmy tu dopiero cztery miesiące temu- mówię. Pomimo całego szczęścia nadal trudno mi pogodzić się z tym jak czas leci. I jak wiele się wydarzyło.
-Wiem, trudno w to uwierzyć. Tyle się wydarzyło od naszego ostatniego pobytu tu. Twoja śpiączka, wyjazd, próba samobójcza Grace, śmierć twojej matki…- wymienia, lecz przerywam mu pocałunkiem.
-Nie mówmy już o tym. W tedy, cztery miesiące temu, obiecałam sobie na tej latarni morskiej że zaczynam nowy etap życia. Nie do końca tego przestrzegałam. Ale od dziś naprawdę zamierzam cieszyć się każdą minutą życia. I nieważne co mnie spotka- mówię. Jack patrzy na mnie przez chwilę, aby za sekundę znów wpić się w moje usta. Z chęcią oddaje pocałunek, gdy nagle dzwoni mój telefon. Zrezygnowana, odrywam się od chłopaka i sięgam do torebki. Jack przewraca oczami.
-Halo?- odbieram.
-Kim, wracaj szybko do szpitala!!!- woła głos w telefonie.
-Jerry?- pytam. Słyszę śmiech.
-A kto?- odpowiada pytaniem na pytanie. Zdziwiona, podnoszę brwi.
-Wszystko ok.? Co się stało?- pytam. Kolejna salwa radości.
-Po prostu przyjedź- odpowiada chłopak i rozłącza się. Z niedowierzeniem kręcę głową.
-Kto to był?- pyta Jack, przyglądając mi się.
-Jerry- odpowiadam. Jack uśmiecha się delikatnie
-No co?-
-Nic, ale on chyba teraz nie odstępuje od Grace?- zadaje pytanie. Kręcę potakująco głową. Jack parska śmiechem.
-Co cie tak bawi?- pytam
-Bo widzisz, jak ja czuwałem przy tobie, to on namawiał mnie bym odszedł od ciebie, bym poszedł się zabawić. Mówił że moje siedzenie nie ma sensu. I twierdził że on nigdy by się tak nie dał przykuć do łóżka. A teraz? Zachowuje się tak samo jak ja- wyjaśnia. Ja też się uśmiecham.
-Tak, tylko widzisz, Jerry się śmiał. A to może oznaczać tylko jedno. Że Grace się wybudziła-


 Dobra, kolejny. Myślę że moja przygoda z tym blogiem powoli dobiega końca. Zkończe wszystkietkie wątki i chyba skończę pisać. Ale spokojnie, zostałojeszcze koło 10- 20 rozdziałów, więc... A co do rozdziału, to dla wytłumaczenia, bohaterowie wracają do domu z Yale.

środa, 1 maja 2013

Rozdział 25


Uniosłam ciężkie powieki, i rozejrzałam się po pokoju. Wszystko było w nim tak dziwnie znajome, takie samo jak przed 3 miesiącami. Aż trudno mi było w to uwierzyć. Jak to możliwe że niektóre aspekty mojego życia pozostały niezmienione pod wpływem wydarzeń ostatnich miesięcy. Jak to możliwe? Naprawdę nie wiem. Uśmiechając się ponuro wstałam z mojego łoża z baldachimem i wsunęłam stopy w klapki na koturnie. Wygładziłam swoją satynową koszulę nocną i odrzuciłam do tyłu długie do kolan włosy. Właśnie w tym momencie zadzwonił mój smart fon.  Podeszłam do szafki nocnej i złapałam urządzenie, po czym przycisnęłam je do ucha.
-Halo?-  rzuciłam. Po drugiej stronie rozległ się ledwie słyszalny śmiech.
-Witaj. Jak się spało mojej księżniczce?- zapytał Jack. Na moja twarz momentalnie wpłynął ciepły uśmiech.
-Nijak. Znów miałam ten koszmar. Cały czas tak samo realny- powiedziałam, i w tym momencie aż poczułam że Jack ściąga brwi.
-Znów?- powtórzył. Przytaknęłam, a on ciężko westchnął.
-Nadal pogrzeb matki, twoja śmierć i moje przyłamanie?- upewnił się. Ponownie przytaknęłam.
-Owszem. Zaczynają mnie już męczyć. Ileż można?- zapytałam retorycznie, nie oczekując odpowiedzi. Po drugiej stronie zapadła chwila ciszy.
-Ale przynajmniej dziś się odprężysz- odpowiada w końcu Jack, na co ja się uśmiecham. Bo dziś jedziemy do Yale. Poznamy innych, normalnych ludzi. Zobaczymy szkołę.  Wybierzemy zajęcia, na które chcemy uczęszczać. W końcu oderwiemy się od tego melodramatu, nazywanego potocznie moim życiem, i zrobimy coś w pełni normalnego.
-O której  po mnie podjedziesz?- zapytałam, lekko  się rozluźniając.
-O 10. Wyrobisz się?- zapytał mój chłopak, na co ja się zaśmiałam.
-Na pewno. To do zobaczenia- rzuciłam i przerwałam rozmowę. Odłożyłam smartfona na szafkę nocną, a sama udałam się  do kuchni. Zjadłam szybko śniadanie, wzięłam zimny prysznic, pomalowałam rzęsy tuszem i założyłam ciemno-granatową sukienkę ołówkową. Zarzuciłam na nią blado, ale naprawdę bardzo blado różowy żakiet, w odcieniu tak bladego różu, że na pierwszy Żut oka można było go pomylić z popielatym. Żakiet miał podwinięte do łokcia rękawy. Na nadgarstek włożyłam masywną, złotą bransoletkę, szyję przyozdobiłam sporym naszyjnikiem, a na stopy włożyłam sandały na szpilce, w odcieniu takim samym jak żakiet. Całą stylizację dopełniłam dużą torebką kuferek. Włosy puściłam luźno, pozwalając im opaść do kolan, w miękkie, złote fale. Przejechałam po ustach balsamem, i już, byłam gotowa. Spojrzałam na telefon. Była 9.54. Jack, powinien tu za chwilę być. W pośpiechu złapałam klucze z blatu stołu w salonie, wyszłam na podwórze, i zamknęłam dom. Akurat w tym samym czasie pod dom zajechało czarne porsche Jacka. Pośpiesznie wrzuciłam klucze do torby, i podbiegłam do samochodu.
-Witaj- powiedział Jack z szelmowskim uśmiechem, gdy tylko wsiadłam. Posłałam mu spojrzenie spod rzęs.
-Hej- powiedziałam jednak tylko, i zatrząsnęłam drzwi. Mój chłopak uśmiechnął się ujmująco i odpalił auto. Ja w tym czasie zarzuciłam na nos moje ukochane, wielkie, czarne okulary przeciwsłoneczne od Chanel. Podróż minęła nam spokojnie, i bez zbytnich niespodzianek. Na miejsce dotarliśmy po 4 godzinach. Chodząc po kampusie, rozkoszowałam się uczuciem normalności. Wszystko tu było takie jak trzeba: spieszący się na wykłady studenci, grupki porozwalanej na ziemi młodzieży, słyszalny ze wszystkich stron śmiech. Czułam się tu tak dobrze, tak… Trudno mi to wytłumaczyć. Bo widzicie, podanie na Yale złożyłam ponad pół roku temu. Zanim się to wszystko zaczęło. Po prostu chodzenie po tej szkole, zwiedzanie jej, przypominało mi jak bardzo się zmieniłam. Jak wiele w moim życiu się zmieniło. Owszem, było to dosyć bolesne odczucie. Lecz po całym dniu tam zdałam sobie sprawę że przeszłość to już historia. Liczy się tylko to co jest tu i teraz. Owszem, odnajdę zabójcę matki. Jasne że zemszczę się na nim. Ale na resztę wydarzeń z mojego życia nie mam już wpływu. Nie odwrócę czasu. I musze się z tym pogodzić, przestać żyć przeszłością. Nie wiem co tak nagle pomogło mi uporać się z moimi wewnętrznymi demonami. Może ten słoneczny, piękny dzień, otaczająca mnie wokół normalność, a może Jack trzymający mnie cały czas za rękę, naprawdę nie mam pojęcia. Po prostu przychodzi czasem w życiu człowieka taki moment, zupełnie niespodziewania, że zdaję sobie sprawę z tego co wiedział już od dawna tylko nie chciał tego przyjąć. U mnie nastąpił właśnie dzisiaj. A wraz z nim pewność że wszystko będzie dobrze. Dopóki mam przy sobie Jacka, dopóki jesteśmy razem, wszystko musi być dobrze. A już niedługo zacznę żyć od nowa. Znów będę sobą: tą najpopularniejszą, najpiękniejszą, najlepszą… Co prawda cały czas w oczach innych byłam sobą. Jednak ja przestałam czuć siebie. Nie wiedziałam kim jestem. A pod koniec tego dnia wiedziałam to już doskonale: byłam Kim Crouford, wicemistrzynią karate, dziewczyną Jacka, najpiękniejszą, najpopularniejszą dziewczyną w mieście, a nawet i w tej szkole. Na tyle silną i zdeterminowaną by znaleźć zabójcę matki. I właśnie w tedy, gdy zdałam sobie z tego wszystkiego sprawę, poczułam się taka lekka, tak szczęśliwa… Poczułam się po prostu wolna


Dobra ludzie. Rozdził strasznie nudny, ale postanowiłam dać wam troszke odpocząć od tych cięgłych dramatów, i chwilę odsapnąć. Spokojnie, będzie jeszcze wiele akcji, to jest tylko taki przerywnik. Przepraszam jeśli was zawiodłam. A oto jak mniej więcej wyglądała Kim: