sobota, 26 października 2013

Rozdział 34


-Co?- zapytałam, patrząc z niedowierzeniem na policjantów. Nie, to niemożliwe.
-Ricky Wiwer uciekł- powtórzył tamten drugi, kuląc się jednocześnie, jakby w oczekiwaniu na cios. O, już nawet policja się mnie bała.
-Kiedy?- padło moje pytanie. Puzzle układanki powoli  zaczęły się dopasowywać.
-Uciekł jakoś… Cos koło miesiąca temu. Może dłużej- odpowiedział, a raczej wypiszczał funkcjonariusz.
Na te słowa gwałtownie wstałam. Zaczerpnęłam głęboko powietrza i podeszłam do ogromnego okna wychodzącego na panoramę miasta.
Stanęłam. W szybie majaczyło moje mgliste odbicie. Wyraz twarzy miałam zacięty i groźny. Nie, w żaden sposób nie dałam po sobie poznać strachu.
-Czemu dowiaduję się o tym dopiero teraz?- rzuciłam lodowato i donośnie, delikatnie spoglądając przez swoje ramię.
-Bo… Na początku nas nieźle oszukał, a potem….- nie dokończył, bo przerwałam mu szyderczym i lodowatym śmiechem.
-Oszukał was? A co takiego zrobił? Podstawił zamiast siebie szmaciana lalkę?-
-Nie, on… Współpracował z psychologiem i jednym z policjantów… Przekupił ich i…-
-Nie istotne na razie. A czemu nie zostałam o tym poinformowana wcześniej?- powiedziałam, ponownie przyglądając się rozświetlonemu miastu.
-Bo… Przełożony… On zabronił panią informować tak długo, jak to nie będzie konieczne…- odpowiedział, a ja przewróciłam oczami.
-I tak oto właśnie załamała mnie wasza głupota. Nie przyszło mu do głowy, że pierwsze co zrobi, to będzie chciał zabić mnie. I sprawić mi ból?- rzuciłam zimno.
-Ja… My… Nie wiem- odpowiedział któryś.
Piękną twarz odbijającą się w szybie wykrzywił okropny grymas. Szybko zapanowałam nad swoja mimiką, i przyozdobiłam swa buźkę w promienny, wspaniały uśmiech, jednak oczy pozostały lodowate.
Odwróciłam się powoli. Mężczyźni skurczyli się na widok mojej miny. Uśmiechnęłam się szerzej.
-Panowie… Chyba czas pojechać na komisariat- zadecydowałam, kręcąc delikatnie głową.
***
Na komisariat zajechaliśmy za niecałe piętnaście minut. Gdy tylko weszłam do budynku, automatycznie wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie. Zaśmiałam się. Oj, komuś się dziś oberwie.
-Z przełożonym poproszę- powiedziałam do kobiety siedzącej przy najbliższym biurku. Ta tylko wskazała drzwi po przeciwnej stronie pomieszczenia. Uśmiechnęłam się do niej zniewalająco.
-Dziękuję- powiedziałam, i przeszłam przez salę. Delikatnie zastukałam do wskazanych drzwi, poczym weszłam.
Zastałam przełożonego złączonego w uścisku z jakąś półnaga kobietą. Oparłam się o fakturę drzwi, i skrzyżowałam stopy, uśmiechając się pogardliwie, rozbawiona, w wysoko uniesiona głową.
Funkcjonariusz w tempie błyskawicznym zrzucił z siebie kobietę, a ta, zasłaniając się rękoma, biegała po pomieszczeniu, zbierając części garderoby. Zaśmiałam się.
-Dzień dobry- odparłam rozbawionym tonem, nadal się opierając, podczas gdy policjant poprawiał włosy.
Znaliśmy się już. To on prowadził sprawę mojej matki. Kobieta zdążyła już zarzucić na siebie kremowa bluzkę, a teraz, cała czerwona, podniosła na mnie wzrok.
Uśmiechnęłam się do niej. Była może z 2 lata ode mnie starsza. Pokręciłam głową.
-Wyjdź już- powiedziałam łaskawie, tym samym dając jej wolna drogę. Dziewczyna spuściła głowę i przemknęła koło mnie, a ja zatrząsnęłam za nią drzwi, i cały czas się uśmiechając, zasiadłam wygodnie w fotelu.
-A więc tak rozwiązujesz najtrudniejsze sprawy- zaśmiałam się, spoglądając na niego.
Twarz mężczyzny przybrała szkarłatny kolor, co jeszcze bardziej mnie ucieszyło. Przyda mi się trochę rozrywki.
-Słyszałam że mój stary kolega wam zwiał- zauważyłam beztrosko, wciąż mu się przyglądając. Jego twarz momentalnie wykrzywił grymas niedowierzenia.
-Owszem…- zaczął, ale mu przerwałam. Porzuciłam również udawana beztroskę i rozbawienie. Ponownie stałam się lodowatą, wściekła Kim. A taka jest najgorsza.
-Więc ja się pytam, czemu nie zostałam wcześniej poinformowana-
-Wiesz…- ponownie zaczął, lecz ja znów nie dałam mu dojść do głosu.
-Jesteś idiotą? Przecież nie jesteś głupi. Wiesz, że chce na mnie zemsty. Wolałeś narazić mnie, i złapać jego, nawet moim kosztem- stwierdziłam lodowato.
Mężczyzna przez chwilę siedział z rozdziawioną buzia, trawiąc to co właśnie powiedziałam. Bo trafiłam w samo sedno. Wiedziałam że mam rację.
-Nieprawda…- zaprzeczył jednak nieudolnie policjant- Bezpieczeństwo ludzi jest dla mnie najważniejsze…- tłumaczył.
-Marks, kogo ty próbujesz oszukać? Nie wystarczy ci że przez twa głupotę moja matka jest martwa?- zauważyłam przyglądając się jego reakcji.
-C..Co?-
-Błagam, nie wpadłeś na to? Przecież to Ricky zabił mi matkę. To było dla mnie ostrzeżenie. I jednocześnie cios. To on przeciął jej hamulce.  Wszystko się zgadza- odparłam z uśmiechem.
Marks przyglądał mi się, analizując moje słowa.
-Dobrze, i tak już teraz z tym nic nie zrobię. Ale musimy ustalić działanie. Nie mogę tu  zostać- odparłam, przymykając oczy.
Znalazłam się w niezłych kłopotach. Dopóki Ricky jest na wolności…. Matko.
-Myślę, że najlepszym rozwiązaniem jest, byś w końcu przyjęła wszystkie oferty pracy jako modelka itp. i wyjechała. Na pokazach będziesz mieć zapewniona ochronę. A poza tym w Nowym Jorku odbywa się teraz Fashion Week. Z tego, co nam wiadomo otrzymałaś oferty wystąpienia w roli modelki na praktycznie wszystkich ważniejszych pokazach. Przyjmij je i wyjedź- zaproponował, a ja rozważałam wszelkie za i przeciw. Ten pomysł nie był tak głupi, ale był jeden szczegół…
-Musicie zapewnić bezpieczeństwo wszystkim najbliższym mi osobą. Ricky będzie ich mordował tak długo, aż dojdzie do mnie. A tego sobie nie przebaczę- odpowiedziałam spokojnie, tworząc w głowie listę osób: Jack, tata, Grace, Milton, Eddie, Jerry, Rudy. Możliwe Nate. Nikt więcej nie przychodził mi do głowy.
-Tym już się zajęliśmy. Jerry i Grace SA odpowiednio chronieni. Jack wyjeżdża do swego ojca do Włoch. Tam na pewno zapewnia mu odpowiednią ochronę. Milton jest już na studiach, zadbamy o niego. Eddi- nie znamy jego chwilowego miejsca położenia. Rudy- poradzimy sobie. Ktoś jeszcze?-
-Nate Bruner- dodałam, a policjant zapisał nazwisko kiwając głową.
-Dobrze. Teraz pojedziesz do domu, i się spakujesz. Będzie ci towarzyszyć eskorta, to samo do lotniska. Niestety, w samolocie będziesz zdana wyłącznie na siebie, podobnie jak w Nowym Jorku- powiedział, wstając. Ja również się podniosłam i westchnęłam.
-Złapcie go- rzuciłam tylko na pożegnanie i wyszłam, z pełną świadomością, że moje życie właśnie się diametralnie zmienni…


Taki króciutki, aby nie wybić was z rytmu :)

5 komentarzy:

  1. Super jak zawsze !!!
    Ta sytuacja z funkcjonariuszem i ta dziewczyna mnie rozwalili .Haha
    Kocham i czekam na next.
    Wpadni do mnie proszę
    Adres :z-kopyta-inny-niz-wszystkie.blogspot.com
    Zapraszam Cię serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. extra:*
    ale w następnym więcej Jacka!! ;D hyh
    kocham i czekam na nn;**

    OdpowiedzUsuń

  3. Przepraszam bardzo, ale co z Kick'iem??
    Jack we Włoszech, a Kim będzie w NY!!
    To pewnie trochę potrwa, co masz na swoje usprawiedliwienie??
    Szybko napisz next <3

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG ! ♥
    Jaki boski. < 3
    Czekam na next . ;333

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialny rozdział <333
    Czekam na next ;3 ;*

    OdpowiedzUsuń