poniedziałek, 17 września 2012

Rozdział 14

Boże, jak tu pięknie!- krzyknęłam, gdy tylko moje oczy przyzwyczaiły się do jasności. Stałam na najwyższym balkonie widokowym latarni morskiej i śmiałam się, tak naprawdę, za szczęścia. Rzeczywiście, mówiłam prawdę, widok był niesamowity. Po moimi nogami, i jeszcze troszkę w zasięgu wzroku, rozciągały się złote jak moje włosy piaski plaży, o które raz po raz uderzały spiętrzone, granatowe fale oceanu. Było dopiero po piątej rano, więc wszystko to było jeszcze spowite w lekkim mroku, lecz za horyzontu zaczęła już wyłaniać się wielka ognista kula, nadając  niebu czerwony, pomarańczowy, różowy, morelowy i delikatnie łososiowy kolor, co pięknie kontrastowało z kobaltem nieba. Nad woda i plażą unosiła się delikatna mgła, nadając im wygląd jakby żywcem wyjęty z jakiegoś mitycznego opowiadania.  Patrzyłam zachłannie, chcąc zapamiętać ten widok na zawsze. Dawno nie widziałam czegoś tak naturalnie pięknego. Wiadomość że są na tym świecie jeszcze rzeczy naturalne, i życie które toczy się zwyczajnym, naturalnym, nie wymuszonym rytmem, napawała mnie nieokreśloną euforią.
-O czym myślisz?- zapytał nagle tuż obok mojego ucha Jack. Uśmiechnęłam się, czując jego oddech na mojej szyi.
-Czy to nie wspaniałe że życie toczy się dalej? Że istnieje w ogóle życie normalne, które nie opiera się tylko na kolejnych dramatach, jak moje?- pytam, śmiejąc się cicho.
-Twoje życie też jeszcze niedawno było całkiem normalne- odpowiada, przypominając mi tym samym o wszystkim co się wydarzyło w ciągu ostatnich tygodni.
-Nie Jack.  Dopiero teraz zaczynam normalne, szczęśliwe życie…- mówię, wtulając się w niego, i razem oglądamy ten wspaniały wschód słońca.

                                                                      ***
-To jedziemy do dojo?- pyta mój ukochany trzy godziny później, gdy z powrotem mkniemy autostradą . Uśmiecham się, czując na twarzy gorące promiennie słońca, które  wypełniają cały samochód, i widząc nasze splecione dłonie.
-Jasne, tylko najpierw wpadnę do domu. Musze się przebrać- odpowiadam ze śmiechem, choć wyprawa do domu wcale nie wydaje mi się zbyt kusząca. Boję się zobaczyć w jakim stanie jest matka. Ale do tego mam jeszcze ponad godzinę drogi. Jack specjalnie wywiózł mnie na plażę do innego miasta, bo wie że jeszcze za wcześnie abym normalnie wchodziła na naszą latarnie.
-Po co masz się przebierać, wyglądasz niesamowicie- odpowiada, a ja wiem że szczerze. Jak już kiedyś niezbyt skromnie wspominałam, ja zawsze wyglądam dobrze. I tak oto siedzę w czarnym ferrari mojego chłopaka, ubrana w czarne, materiałowe rurki, niebieską, troszkę na mnie za dużą koszulę w kratkę, złote sandały na koturnie ( te z wczoraj), bez makijażu, którego i tak rzadko używam, po prostu jest mi zbędny, i w mojej wczorajszej fryzurze. Owszem, w całym tym zestawie prezentuję się całkiem dobrze, ale skoro chce trenować, to muszę się przebrać . To samo mówię Jackowi, na co on się tylko uśmiecha. Po godzinie drogi jesteśmy na miejscu, Jack właśnie zaparkował pod moim domem. Pospiesznie daję mu całusa w policzek i wybiegam z samochodu. Chce mieć to jak najszybciej za sobą. Jack nawet proponował że ze mną wejdzie, ale się nie zgodziłam- nie wiedziałam jak zareaguje na to matka. Cichutko otwieram drzwi, i wchodzę do  przedpokoju. Już tu słyszę jakieś jęki.  Nieporuszona, pewna że to tylko z bólu po stracie męża i nieprzespanej nocy, wchodzę do pokoju i zabieram wszystko co jest mi potrzebne. Postanowiliśmy razem z Jackiem że na razie będę nocować u niego. Staram się ignorować jęki, ale one są coraz głośniejsze i częstsze. Zdziwiona, cicho wchodzę na górę i zaczynam kierować się do sypialni rodziców. Drzwi są uchylone, tak że mogę zobaczyć dokładnie całą scenę. Oto moja matka leży całkiem naga w łóżku z jakimś obcym mężczyzną i wrzeszczy, ale nie z bólu. Chyba każdy wie z jakiego powodu. Wstrząśnięta tą sceną, szybko się wycofuje, po drodze wpadając na doniczkę, która roztrzaskuje się głośno o podłogę, na co słyszę z sypialni zachrypnięty głos matki:
-Kim?- woła, ale ja nie reaguję. Biegnę przed siebie, skręcając w odpowiednich momentach, całkiem nieświadomie schodząc po kolejnych schodach, a za sobą słyszę jeszcze głos matki i jej kroki. Mimo to nie przystaję, aż w końcu docieram do wyjścia i wybiegam przed dom. W samochodzie nadal siedzi Jack, i widząc całą te scenę, szybko otwiera mi drzwi do samochodu. Wsiadam do niego, zatrzaskuje drzwi i odjeżdżamy z piskiem opon. W bocznym lusterku jeszcze widzę moja matkę, stojącą w szlafroku w futrynie drzwi, i patrzącą za samochodem. Odwracam szybko wzrok i koncentruje się na opowiedzeniu całej historii Jackowi. Chłopak słucha uważnie, nie przerywa mi, a gdy kończę pyta tylko:
-Jak to zniesiesz?-. Widać że przejmuje się tylko mną. Uśmiecham się lekko.
-Już ci mówiłam dziś rano Jack. Nie ważne co jeszcze się stanie, jakie jeszcze dramaty mnie czeka. Przejdę przez to wszystko z wysoko uniesiona głową. Bo dopiero teraz mam jakieś pozory normalnego życia- odpowiadam, i widzę uśmiech na twarzy chłopaka.
-Razem wszystko przetrwamy- mówi.
-Razem- odpowiadam jak echo, akurat w momencie, gdy Jack parkuje przed wejściem do galerii. Wysiadam z samochodu i patrzę na wielki zegar powieszony na ścianie galerii. 10. Super, zdarzyliśmy idealnie. Jack podchodzi do mnie i obejmuje mnie i razem wchodzimy do dojo. Wszyscy już tam są. Gdy tylko wchodzimy, wszystkie głowy odwracają się w naszą stronę. Na twarzach Miltona, Jerrego, Eddiego, a nawet Rudiego widzę uśmiechy, cieszą się że mnie widzą. Ja także się uśmiecham, naprawdę za nimi tęskniłam.
-Cześć wszystkim!- mówię.
-Cześć Kim!- wołają wszyscy w jednym momencie, co wywołuje kolejny uśmiech na mojej twarzy.
-Kim, dawno cie nie było- odpowiada Rudi.
-Wiem, miałam trudny okres. Ale chyba jeszcze mogę tu uczęszczać?- pytam.
-Oczywiście. A co do twojego trudnego okresu, to ze wszystkiego musiałem się dowiadywać z gazet-mówi z wyrzutem, na co ja wybucham śmiechem.
-Jak my wszyscy- odpowiada Eddie, i w tedy zaczynają, mną targać wyrzuty sumienia.
-Przepraszam. Jesteście moimi przyjaciółmi, powinniście wiedzieć o wszystkim ode mnie, a nie z jakiś szmatławców.- mówię ze skruszoną miną, na co oni tylko podchodzą i wszyscy mnie obejmują. Tylko Jack stoi z boku, uśmiechając się i grożąc w żartach:
-Odsunąć się od mojej dziewczyny, bo was uszkodzę- . Wszyscy od razu się ode mnie odsuwają, z udawanym strachem, a ja zaśmiewając się podchodzę do mojego chłopaka, który automatycznie mnie obejmuje. Widząc to Rudi mówi:
-Dobra, zaczynajmy! Wasza dwójka, przebrać się, a Eddie z Miltonem, Jerry….- mówi dalej sensej, lecz już go nie słyszę, bo zamykają się za mną drzwi przebieralni. Wszystko robie przeraźliwie szybko, nie chce zostać sama, bo wtedy zaczęłabym za bardzo roztrząsać tę całą sprawę. Tak więc w mgnieniu oka mam na sobie dopasowane łososiowe, krótkie spodenki, białą, luźną bluzkę na ramiączka, z 18 na piersiach i czarną podkoszulkę pod nią. Na bardziej sportowy strój u mnie nie ma co liczyć. Choć jestem bardzo aktywna (tańczę, trenuje karate, jestem cheerleaderką itp.) to nie ma nic sportowego u mnie w szafie. Właściwie znajdują się w niej jedynie  sukienki, spódniczki, żakiety, kardigany, spodnie rurki, bluzki z żabotami, płaszcze, jakieś bolerka, kamizelki, marynarki, i jeszcze, jak ktoś się uprze, to jakieś bluzki bez niczego, ale też o eleganckim kroju. A i pełno butów na wysokich obcasach Bo taki jest już mój styl. Nazwałam go słodka, lub dziewczęca elegancja. Czyli styl elegancki i klasyczny, oraz słodki i dziewczęcy, taki romantyczny. W mojej szafie nie znajdzie się żadnych trampek, adidasów, conversów, bluz z kapturem, czy bez, dresu i tym podobnych rzeczy. Po prostu tego nienawidzę, i  dostaje dreszczy gdy mam to założyć . Poważnie, weźcie mnie za idiotkę, trampek nie założę! Wyjątek stanowią adidasy, bo jestem zmuszona przy treningu cheerleaderk, oraz bieganiu. Otrząsnęłam się z myśli, i zaczęłam sparing z Jackiem. Cała mata była nasza. Oczywiście, po kilkunastu minutach waliki przegrałam. To było nieuniknione, on był mistrzem świata, a ja wicemistrzynią. Tak musiało po prostu być .Uśmiechnęłam się  promiennie, gdy nagle zaczęłam mocno kaszleć.  Kasłałam coraz mocniej i głośniej, a ból rozsadzał mi klatkę piersiową. Nie mogłam złapać oddechu, dusiłam się, ale nie mogłam przestać kaszleć. Pociemniało mi przed  oczami, a ból stopniowo rozchodził się po ciele, parząc jakby żywym ogniem i rozdzierając mnie od środka.  Złapałam się za brzuch i pochyliłam ku ziemi. Wiedziałam że wszyscy w dojo patrzą się na mnie z przerażeniem. Nagle poczułam jak z moich ust coś wypływa wartkim strumieniem. Przerażona spojrzałam na matę, która przybrała kolor szkarłatny. Szkarłatny od mojej krwi. Pomimo przerażenia jaki ten widok we mnie wywołał, nie przestawałam kaszleć i się krztusić. Upadłam na kolana i ponownie z mych ust popłynęła rzeka krwi, na przemian z kolejnym kasłaniem i próbami złapania oddechu. Na policzkach poczułam coś ciepłego, ale nie mam pojęcia czy to tylko normalne łzy, czy także krew. Wiem na pewno że krwotok nie odpuszczał i  w momencie kiedy wypluwałam kolejne porcje krwi, z mojego nosa także zaczęła kapać ta czerwona substancja. Doszło do tego że dosłownie prawnie pływałam we własnej krwi. W dosłownie jednej minucie przed kolejnymi krwotokami podniosłam lekko głowę. Wszyscy w dojo stali jak wmurowani, mając na twarzach prawie te same emocje: szok, strach, przerażenie, niechęć i cos jeszcze. Tylko twarz Jacka się troszkę różniła . Na niej było wypisane miłość i ból, widziałam to dobrze, bo zmartwiony pochylał się nade mną z   przerażeniem w głosie mówiąc coś do gadającego przez komórkę senseja. Widać było że Rudi jest zdenerwowany. Najwyraźniej wzywał karetkę, nie wiem nic nie słyszałam, zbyt szumiało mi w uszach. W końcu poczułam obezwładniające zmęczenie i czułam że zaraz zasnę. Krew powoli przestawała wypływać z moich ust i nosa. Podniosłam dłoń do warg, po czym ją opuściłam. Nie miałam siły na nic, nawet na to by podnieś rękę. Ból powoli zaczynał ustępować, a ja pomału zapadałam się w ciemność…


Wiem ze obiecałam cos innego, ale... Szczerze? Nie mogłam sie doczekać by to wrzucić. A jeszcze szczerzej? Obiecałam przyjaciółce ze dzis nie napiszę że rozdział był nudny, więc piszę coś innego. Dla mnie wszystkie moje rozdziały sa nudne i o niczym, bo ja wiem zawsze jak to sie bedzie kończyć, i w momencie gdy ja wrzucam jakis rozdziałna bloga, myślami juz jestem przy następnych dziesięciu... No taka prawda!! A teraz mam dla was zadanie! Moze mi troszke pomożecie i napiszecie w komentarzach, jakąś akcje chcielibyscie tu jeszcze zobaczyć? To nie tak że ja nie mam pomysłów, bo mam ich az za duzo, tylko chce zobaczyc co wy wykombinujecie.Pozdrowienia i papatki;)


5 komentarzy:

  1. nie wiem co tu napisać ; ) po prostu przepiękny .

    OdpowiedzUsuń
  2. nowy rozdział . zapraszam < 3
    http://kickinit-mojahistoria.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Kuuurde <3 Boski rozdział! Masz dziewczyno talent! <3 Ja się spodziewam po tej akcji, że coś z tą raną, którą kiedyś zrobiono nożem , się stało i Kim dostała krwotoku wewnętrznego, a potem.. umiera a za nią popełnia samobójstwo Jack, żeby mogli żyć długo i szczęśliwie. Haha tak ja to widzę <3 Wiem idiotycznie, ale ja tak mam. Kocham twojego bloga i Ciebie za to, że go piszesz ! <3 Pozdrawiam C.Howard

    OdpowiedzUsuń
  4. nowy rozdział , zapraszam < 3
    http://kickinit-mojahistoria.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. nowy rozdział < 69 .
    http://kickinit-mojahistoria.blogspot.com/
    zapraszam ; )

    OdpowiedzUsuń