poniedziałek, 23 grudnia 2013

Epilog


-Jack! Jack!- usłyszałem najpiękniejszy na świecie głos.
Głos, na którego dźwięk moje serce zaczynało bić szybciej. Głos, który przypominał mi wszystko co dobre, który dawał mi… Szczęście. Odwróciłem się szybko. Byłem na latarni morskiej. Słońce zaczynało dopiero wschodzić, odbijając się delikatnie w granatowej wodzie, jednak nie zwracałem na to uwagi. Przede mną stała Kim. Moja Kimi. Cała i zdrowa. Stałem jak zaczarowany. Jak zawsze była olśniewająco piękna. Długie do kolan, złote włosy delikatnie rozwiewał ciepły, czerwcowy wiatr. W turkusowych oczach iskrzyły się wesołe, a zarazem lekko złośliwe chochliki, gdy ich właścicielka wpatrywała się we mnie z taka miłością, że aż zapierało mi dech. Jej wspaniałe ciało przyobleczone było w długą do ziemi, czarną suknie, identyczną do tej, którą miała na balu. W ogóle wyglądała prawie identycznie jak w tedy na balu.
-Jackie, czemu przede mną uciekasz?- zapytała, a jej idealnie wykrojone, pełne, blado różowe usta poruszyły się. Jezu, tak bardzo chciałbym ja pocałować!
Mimo wszystko nie zrobiłem ani jednego ruchu. Bałem się, że gdy tylko chociaż poruszę palcem, moja ukochana zniknie. Dziewczyna, jakby czytając w moich myślach, zaśmiała się. Wpatrywałem się w nią oszołomiony. Była taka piękna, taka olśniewająca, taka doskonała! Gdy się zaśmiała, słychać było jakby miliony malutkich dzwoneczków. Byłem oczarowany. Jak zawsze zresztą.
Zupełnie niespodziewanie Kim zrobiła kilka dużych kroków, i znalazła się niecały metr przede mną. Właściwie, dzieliło nas kilka centymetrów. Dokładnie teraz widziałem bladość jej skóry, złote refleksy czające się gdzieś w tych nieziemskich oczach. Moja towarzyszka uśmiechała się do mnie jednocześnie słodko i przebiegle, przekrzywiając rozkosznie głowę. W tedy poczułem że już dłużej nie wytrzymam. Po prostu musiałem ją pocałować. Pragnęła tego każda komórka mojego ciała. Nie myśląc długo, pochyliłem się i wpiłem usta w jej idealne wargi. Całowałem ją namiętnie, łapczywie, jakby świat właśnie się kończył. A ona nie pozostawała mi dłużna. Oddawała każdy pocałunek, z taką żarliwością, jakby był jej ostatnim. I w tedy nagle, wszystko zniknęło.
Zniknęła biała ścian latarni, do której była przyparta moja ukochana. Zniknęły metalowe kraty pod naszymi stopami. A w końcu zniknęła sama Kim, a ja obudziłem się.
Była 6 rano,  15 wrzesnia 2033r.- 20 rocznica śmierci Kim.
Westchnąłem. Minęło już 20 lat, a ja wciąż się czuję, jakby to było wczoraj. Tak naprawdę, pomimo tych 20 lat, nadal do mnie nie dotarło tak do końca, że Kimi nie żyje. Owszem, przyjąłem to do świadomości. Wiedziałem o tym. Pogodziłem się z tym. Lecz nadal czułem się, jakby moja ukochana tylko wyjechała, tak jak w tedy, do Nowego Jorku, a ja czekał aż wróci. I mimo że wiedziałem że nie wróci, już nigdy, to i tak nie mogłem się pozbyć tego uczucia.
Westchnąłem ciężko, podnosząc się jednocześnie z mojego gigantycznego, królewskiego łoża.
Pierwsze pięć miesięcy po śmierci Kim było koszmarem. Chodziłem nieprzytomny, zamroczony wspomnieniami. Wciąż, wszędzie i na nowo widziałem ukochaną. Gdy szedłem ulicą, podczas zakupów, w dojo- wszędzie. Widziałem jak się uśmiecha, jak podchodzi do mnie… Nie mogłem znieść życia bez niej. Chwała bogu, pomogli mi rodzice, a także Jerry i Milton. Eddi po śmierci Kim wyjechał do szkoły z internatem. Myślę, że kochał się w niej, i musiał poukładać sobie kilka spraw.
Pogrzeb Kim był jak ona: piękny, wspaniały, niesamowity. Biała trumna, niewyobrażalna liczba ludzi, marsz żałobny, a na sam koniec, zgodnie z jej życzeniem, puszczono Queen „ Who wants to live forever”
Kim w trumnie… „NIE”- powiedziałem sobie. Nie będę rozdrapywać ran.
Tak więc wróciłem na chwile do rzeczywistości. Przez ostatnie 20 lat nauczyłem się żyć z tym wszystkim. Jednak zawsze w rocznice śmierci, nie wiedzieć czemu, bawiłem się w masochistę, i wspominałem wszystko. Ciężar ciała dziewczyny, gdy odparowały z niej resztki życia w tedy na dachu. Sposób, w który ostatni raz powiedziała że mnie kocha. Nasz ostatni pocałunek. Świadomość, że już nigdy jej nie zobaczę. Jej pogrzeb. Ją w trumnie. Gdy chowano tę trumnę pod ziemią. Gdy zasypywano moja biedną Kim. Pierwsze dni bez niej. Ten ból, pustkę, rozpacz…
Złapałem gwałtownie powietrze. Te wspomnienia nadal bolały.
Minęło 20 lat. Pewnie zapytacie co się podczas tych 20 lat zmieniło? Wszystko i nic.
Jerry i Grace zamieszkali w Nowym Jorku. Obydwoje odziedziczyli firmy po swoich rodzicach. Maja trójkę dzieci: 2 chłopców i jedną dziewczynkę, Kimberly Dianę Anastazje Martinez. Owszem nazwano ja na cześć Kim.
Jerry i Grece wzięli ślub. Dziewczyna nie wzięła sobie pierwszej druhny. Miejsce obok mnie było puste. Jak stwierdziła, zgodnie z Jerrym: „To miejsce należy do Kim. Nikt nie może jej zastąpić”. Byłem im za to dozgonnie wdzięczny.
Milton razem z Julią w końcu się odważyli i również założyli rodzinę. Mają jak na razie jedno dziecko, chłopczyka, Aleksandra. Nie sądzę by zdecydowali się na większą rodzinę.
Oboje zostali uznanymi lekarzami. Milton został neurochirurgiem, a jego żona kardiochirurgiem. Nikogo to nie zdziwiło.
Z Eddi’m urwał nam się troszkę kontakt. Nie wrócił już po śmierci Kim. Po szkole zamieszkał gdzieś w Arizonie. Podobno tam założył rodzinę, lecz dokładnych informacji nie posiadam.
A ja? Nadal tu jestem. Gdzie indziej miałbym mieszkać? To tu spoczywa Kim, to tu, właśnie w tym mieście przeżyłem najpiękniejsze chwile mego życia. Jedyne co zrobiłem, to przeniosłem się z mojej willi, do posiadłości Crawfordów. Co prawda, należała ona do ojca Kim, lecz ten, po śmierci córki, nie chciał mieć z nią nic wspólnego.  Owszem, bardzo często mnie nie ma. Poszedłem w ślady ojca i zostałem ambasadorem. Dodatkowo nadal trenuję karate. Ale teraz profesjonalnie. Jestem uznanym olimpijczykiem. Tak wiec całymi tygodniami potrafiłem nie być w domu. Mimo to, nie zniósł bym myśli, że domem mógłbym nazywać inne miejsce.
Jestem sam. I będę sam aż do końca życia. Nie, nie robię z siebie męczennika. Po prostu nie czuję potrzeby z nikim być. Kim była moja bratnią duszą, a gdy odeszła, wiedziałem, ze nie chce nikogo innego. Nie, nie żyję w ciągłym żalu. Jak już mówiłem, pogodziłem się ze stratą ukochanej. Naturalnie, wciąż za nią tęsknie i nadal mi smutno z tego powodu, lecz nie rozpaczam. Wieże, że Kim patrzy teraz na mnie z nieba, uśmiecha się i szepcze że mnie kocha. Że jest szczęśliwa. Ta myśl dodaje mi codziennie sił. Przeszedłem długą, wyczerpującą terapię. Nadal jestem pod obserwacją psychologów, lecz mogę w pełni powiedzieć, że jestem szczęśliwy. To trudne to wytłumaczenia. To inny rodzaj szczęścia, niż ten, który byłby, gdyby Kim żyła i założylibyśmy rodzinę. To szczęście płynie z wiary, że ona nadal tam gdzieś jest, czeka na mnie, i nakazuje mi cieszyć się życiem. Cieszyć się tym, że dziś wzeszło słońce. Że róża jest tak intensywnie czerwona. Że mam ludzi, których kocham. Że mam po co żyć.
Czy śmierć Kim cos zmieniła w naszym życiu? Na pewno. Uświadomiliśmy sobie wszyscy, że trzeba Cieszyc się z najbardziej błahych spraw. Kim nauczyła nas, że nie wolno odczuwać strachu. Że nie trzeba bać się śmierci, tylko dzielnie stawić jej czoła. Że życie jest tak piękne, wspaniałe i wyjątkowe, że nie wolno go zmarnować. Dzięki niej wszyscy nauczyliśmy się lepiej żyć.
Naturalnie, najwięcej zmieniło się w moim życiu. Z początku na gorsze. Jednak teraz, z perspektywy czasu, widzę, że tak naprawdę dzięki temu jestem silniejszy. Widzę, co mam, i doceniam to każdego dnia. Nadal kocham Kim. Moje uczucie do niej pozostaje niezmienne. Nie zmieniło się przez 20 lat, i wciąż jest tą samą, gorącą, płomienną miłością jaką była na początku.
Tak naprawdę, śmierć Kim wszystkich nas do siebie zbliżyła. Nawet teraz, gdy wszyscy mieszkają w różnych miejscach, czasem i krajach, nadal się spotykamy.
Często też wspominamy Kim. Wszyscy wiemy, że tego by pragnęła: abyśmy po jej śmierci nie załamywali się, byli silni, a jednak pamiętali o niej. I tak jest. Pamiętamy. Nie tylko my, lecz wszyscy. Cały świat.
Kim zmarła jako bohaterka. Poświęciła swe życie w zamian za tysiące innych. Świat był poruszony. Dodatkowo Kimi  sama w sobie była celebrytką. Gazety rozpisywały się o pechu prześladującym rodzinę Crawfordów,  o tym, jak bohatersko zginęła moja ukochana.
Przy grobie Kim zawsze leży pełno kwiatów, zniczy, podziękowań. Ta dziewczyna nauczyła nie tylko nas jak żyć, lecz wskazała drogę całemu kraju. Co chwila w gazetach pojawia się jakiś artykuł, jak to Kim natchnęła kogoś do życia, do spełnienia marzeń. Przy jej grobie powstała nawet specjalna, zakopana w ziemi skrzynka, z otworem jak przy skarbonce, tylko większym. Ludzie wypisują na kartach swe podziękowania, lęki, marzenia, prośby i tam wrzucają.
Przez śmierć Kimi zdałem sobie także sprawę że w dzisiejszych czasach ludzie potrzebują przewodnika. Kogoś, kto wskaże im drogę, pokaże jak żyć. Kim zawsze marzyła, by być kimś takim. Jej marzenie się spełniło.
Westchnąłem, i wyszedłem z pod prysznica. Tak, zawsze będę kochał Kim. I dlatego spełniam jej prośbę. Nie załamuje się. Cieszę się życiem.
Nagle po domu rozległ się sygnał mojej komórki. Szybko zarzuciłem na siebie granatowy szlafrok, i popędziłem do przedpokoju.
-Halo?- odebrałem
-Hej Jack, dziś jak zawsze, o 15 w dojo?- zapytał Jerry wesołym głosem. Uśmiechnąłem się delikatnie.
-Owszem-
-Super. To do zobaczenia!- rzucił i rozłączył się. W tle usłyszałem jeszcze płacz dziecka.
 Westchnąłem, i wszedłem do salonu. Jak zawsze mój wzrok pokierował się najpierw na gigantyczne zdjęcie przedstawiające mnie i Kim podczas balu, zaraz po koronacji. Uśmiechnąłem się i udałem do sypialni. Tam również widniało wielkie, misternie oprawione w masywna, złota ramę zdjęcie. Wisiało ono akurat na wprost mego łoża, tak że za każdym razem, gdy tylko się budziłem, spoglądałem akurat na nie. Co przedstawiało zdjęcie? Naturalnie moją ukochana Kimi. Zdjęcie było zrobione podczas naszej wycieczki po Yale. Rozpromieniona Kim wpatrywała się w aparat swymi roześmianymi, pięknymi oczami, a jej wspaniałe usta wykrzywione były w radosnym uśmiechu. Wiatr lekko rozwiewał jej włosy, tworząc z nich jakby aureolę. Słońce delikatnie oświetlało jej twarz, tworząc wspaniały światłocień. Stałem chwilę pod zdjęciem, przyglądając mu się ze smutnym uśmiechem.
-Już w tedy byłaś moim aniołem- rzuciłem w przestrzeń, przymykając oczy i przypominając sobie jak wypowiadała swe ostatnie słowa…                                                                                                                                                                                                                       


Ok, wiec to juz oficjalnie koniec. I tak nie bedziecie tęskjić, wiec.... 

9 komentarzy:

  1. matko.. ja płacze.. ja po prostu płacze :ccc
    Nie mogę powstrzymać łez ! :cc Po prostu w moim pokoju, w którym właśnie siedzę jest wodospad łez :cc Nie mogę uwierzyć w to, że to już koniec.. Pamiętam jak zaczynałaś to opowiadanie.. Od razu je pokochałam i kocham aż do teraz ! ;) Pamiętaj : Byłam z Tobą i zawsze będę, nieważne co się stanie. ♥ To było jedno z moich ulubionych opowiadań, które na pewno w wolnej chwili przeczytam jeszcze raz bo miło jest powspominać. :)
    Ciężko mi jest uwierzyć, że jeden z moich ulubionych blogów właśnie się kończy, to naprawdę boli bo kocham to opowiadanie. :c ♥
    Właśnie, że będziemy tęsknić, ja szczególnie ! ♥
    A epilog jest piękny i wzruszający :c naprawdę, jestem z Ciebie dumna. ♥
    Pamiętaj : Kocham Cię. ♥

    I dziękuję za to, że pisałaś to opowiadanie. ;) ;* xx

    - Evelyyn. ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę skleić żadnego normalnego zdania. Ręce mi się trzęsą, serce szybciej bije i nie zastanawiam się nad tym co napiszę.
    To opowiadanie było fantastyczne. Wspaniałe. Niezwykłe. Wyjątkowe. Poruszające. Śmieszne. Inne. Piękne. Nowe. Fantastyczne. Kochane. Słodkie. I wszystkie synonimy tych słów. Po przeczytaniu ostatniego rozdziału, jak zmarła Kim chce mi się płakać. Prolog był po prostu piękny ♥ Jak nie mam co robić to pierwsze myśli jakie mam to właśnie ten blog. Po prostu zawładną moim życiem, moją wyobraźnią i moim sercem. ♥
    Mam nadzieję, że nie kończysz działalności i wrócisz tutaj z nową równie fantastyczną i wzruszającą historią.
    Kocham Cię i pamiętaj że zawsze będę z Tobą ♥
    Chrissy Fox ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny koniec :)
    Trochę smutno, że Jack mówi tak, że wiecznie będzie sam, ale o to właśnie chodzi chodzi w miłości. Jak wszyscy wiedzą, jest ona ślepa. Dziękuję ci, że tworzyłaś tak piękne i poruszające opowiadanie :) Naprawdę każdy, KAŻDY rozdział był fantastyczny! Każde zdanie, słowo było przemyślane i właśnie dlatego kochałam czytać, jak piszesz :) Jeszcze raz dziękuję za taką dawkę emocji w literach! Jesteś wspaniałą pisarką.
    Co mogę powiedzieć? Mam nadzieję, że twoje dalsze pomysły dotyczące tego bloga wypalą i.. czekam na twoją książkę :D
    Kocham i pozdrawiam! <3 Na zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  4. szczerze? czytałam wszystko oprócz ostatnich kilku zdań... po prostu się popłakałam i nie mogłam tego zrobić. Myślałam, że to wszystko się skończy inaczej.. rozumiesz, happy end i te sprawy. Jednak nie... skończyło się tak, jak tego nienawidzę, bo zawsze chce mi się płakać. Ale musisz wiedzieć, że cię przepraszam. Przepraszam, że często nie komentowałam, bo byłam zajęta, nie miałam czasu lub miałam do zrobienia inne rzeczy. Wiedz, że ja zawsze byłam z tobą i niezależnie od wszystkiego czytałam każdy, ale to KAŻDY twój wspaniały rozdział. Te emocje, które wyrażałaś były niesamowite. Czułam, jakbym tam była, naprawdę....
    Epilog był... co ja tu mogę napisać? Cały czas płaczę, bo nie mogę uwierzyć, że tak się to skończyło... po prostu nie mogę. To było coś wspaniałego i innego, jeszcze nigdy nie czytałam czegoś chociaż w połowie podobnego do tego, co tu tworzyłaś.
    Jeśli to twój ostatni post tutaj, chyba jeszcze raz się rozpłaczę. Proszę, wróć tutaj z nowym opowiadaniem, którym na pewno znowu nas oczarujesz...
    Byłam z tobą od samego początku, jestem teraz i będę do samego końca... to mogę ci obiecać.
    Kocham ciebie i twoje opowiadanie. Trzymaj się...
    AleXandra Howard... albo Ola, to już jak wolisz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże jak to czytałam to gdzieś tam wewnątrz mnie czułam jak ktoś wbija mi nóż i wyciąga ibznowu w biją ibznowu wyciąga i tak w koło .Piekna historia naprawdę chciałabym pisać tak jak ty .Tez mam dużo pomysłów ale boje sie je udostępniać na blogu bo co ?Sama właściwie nie wiem.Zapraszam cię serdecznie abyś dalej czytała i komentowała bo to dla mnie bardzo ważne mojego bloga.Zawsze będę wspominać ten piękny,cudowny,niesamowity blog.Tori M lub Wiktoria jeśli wolisz

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam do siebie:
    http://inna-historia-kickinit-2.blogspot.com/
    http://kickinit-inna-historia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Boże ja płacze. Twoje opowiadanie było takie piękne. Każdy napisany przez ciebie rozdział bez wyjątku. Kocham wchodzić na twojego bloga i czytać kolejne rozdziały. Tym bardziej jest mi strasznie smutno że to koniec tej historii. Zawsze czytałam twojego bloga ale nie zawsze komentowałąm za co cię bardzo przepraszam. Lecz wiedz że zawsze czyałam tego bloga. I od samego początku go pokochałam, kocham i nadal kochać będę. Nie mogę zaraz znowu się rozpłacze.Nie wiem jakie słowa mogłabym jeszcze wyrazić w tym komentarzu. Nadal jestem pod ogromnym wrażeniem twojego takentu i całego opowiadania. To takie niesamowite że kiedy wchodziłam na twojego bloga myślałam tylko o nim liczył się w nim tylko nowy napisany rozdział i to jak czułam jakbym to ja była główną bohaterką lub obserwowała z bliska te wszystkie wydarzenia. Ta historia była piękna, niesamowita, genialna, boska, wyjątkowa, świeciła własnym światłem, było w niej tyle emocji dzięki którym chciałeś przeczytać następny rozdział. To wszystko było piękne w twoim opowiadaniu. Na koniec chciałabym cię przeprosić że dopiero teraz komentuje ale wcześniej nie zauważyłam że dodałaś ;C. Kocham i pozdrawiam. <3

    ~~Mio

    OdpowiedzUsuń
  8. I znowu bawisz się moimi emocjami. Szczerze kocham i kochałam tą historię <3
    Jesteś strasznie utalentowana. Szkoda mi Jack'a, ale wierzę, że jeszcze kiedyś spotka Kimi. Smutam, że to koniec <3 Twoja historia sprawiała, że zaczęłam cieszyć się z małych rzeczy. Nigdy o niej nie zapomnę <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Twój blog został tu zgłoszony http://spiskickinit.blogspot.com/p/kick-award.html?showComment=1401636875337 w kategorii wyciskacz łez. Takie sobie info hehe

    OdpowiedzUsuń