-Czyli chcesz powiedzieć że twój dawny prześladowca który
nadal cie nienawidzi i pragnie zabić, psychopata, Ricky Wiwer kilkanaście
tygodni temu uciekł z wiezienia, a teraz podłożył bomby pod ośrodki publiczne i
grozi odpaleniem, jeśli ty nie zainterweniujesz?- pyta Jack, z zawrotną
prędkością prowadząc czarnego mustanga.
Głupi pilot helikoptera stwierdził że: „Policja zabroniła
podlatywać blisko strefy zagrożonej, wiec będę się musiałam tam dostać od
lotniska sama”.
Wiem, idioctwo.
-Nie Jack. Nie chce powiedzieć, ale muszę- odparłam, patrząc
w mijaną za oknem drogę.
-Czemu nic mi nie powiedziałaś!?- krzyczy Jack. W jego
głosie pobrzmiewa pretensja. Spuszczam spojrzenie na swoje dłonie.
-I tak nic byś nie zrobił. A poza tym to było akurat po tej
Dolores…- powiedziałam cicho, nadal przyglądając się swoim dłonią.
Jack wolno wypuścił powietrze. Odważyłam się na niego spojrzeć.
Minę miał zaciętą, oczy utkwione w asfalcie przed nami, a dłonie mocno
zaciśnięte na kierownicy.
Powoli uniosłam rękę, i przejechałam delikatnie palcem po
jego ramieniu.
Wszystkie mięśnie miał spięte. Westchnęłam ciężko i
przymknęłam oczy.
-Jackie…- zaczęłam, ale w głowie miałam totalna pustkę.
Bardzo rzadko zdarzała się taka sytuacja, żebym nie wiedziała co mam zrobić,
więc byłam podwójnie zagubiona.
Przymknęłam powieki, i oparłam głowę o oparcie.
W mojej głowie panował totalny chaos. Nie miałam bladego
pojęcia, jak będzie wyglądać dzisiejszy dzień. Jezu…
Zaśmiałam się melodyjnie.
-Co cie tak bawi?- uniósł brwi Jack, spoglądając na mnie.
Pokręciłam głową.
-Jak sobie pomyśle, ile rzeczy się zmienia w ciągu jednej
sekundy… Jak sobie pomyśle, ile rzeczy zmieniło się w moim życiu…. Aż nie mogę
w to uwierzyć- powiedziałam, ponownie odwracając głowę. Nienawidziłam mówić o
swoich uczuciach.
Jack pochwycił mój podbródek w dwa swoje palce, i
delikatnie, acz stanowczo przekręcił moja głowę, tak, abym spojrzała w jego
oczy.
-Kim… Zmiany SA nieodłączną częścią życia. Są nam potrzebne,
abyśmy mogli normalnie funkcjonować- tłumaczył mi powoli, nie odrywając ani na
chwile spojrzenia, czym nieomal spowodował zderzenie czołowe.
-Jack, wiem. Naprawdę to wiem. Tylko czasem mam takie
wrażanie… Nie ważne- pokręciłam głowa w
geście rezygnacji, gdy moje serce już trochę się uspokoiło.
-Wszystko będzie
dobrze- przyrzekł chłopak, ponownie skupiając uwagę na jezdni.
Zamknęłam oczy. Tak, naprawdę chciałam w to wierzyć. Ale nie
potrafiłam. Już nie. Czy ja naprawdę byłam kiedyś tak głupia, i myślałam ze już
nigdy nie zobaczę Rickiego? Że to koniec moich problemów z nim?
Pokręciłam głową nas własna głupotą. W głowie mimowolnie zaczęły
się objawiać wspomnienia. Stawały mi przed oczami jak żywe. Dosłownie czułam
wszystko, przezywałam to wszystko od nowa.
Lekki wiatr rozwiewający moje złote włosy gdy chodziłam po
głównym deptaku w środku nocy. Szum fal obijających się o skały. Przyjemny
dreszcz gdy Jack włożył mi włosy za ucho po raz pierwszy. To wspaniałe
mrowienie całego ciała, gdy mnie dotknął. To, jak przytulałam się z Natem na
środku pasów na Manhattanie. Tamto pamiętne ognisko klasowe. Dłonie Nata na moich, w tedy w limuzynie. Śpiewanie
w deszczu wraz z Donną, wspólne piżama-party z dziewczynami. Jak przytulałam
się z Natem na szczycie gigantycznej drabiny, i prawie zlecieliśmy. Święta w
zeszłym roku które spędziłam z rodzicami…
Momentalnie wspaniałe obrazy przemieniły się w koszmary.
Uderzenia na mojej skórze. Krew we włosach. Ból po przebiciu nożem. Łzy Jacka.
Chwila, gdy odkryłam że się o mnie założył. Gdy zwątpiłam w niego. Gdy Dolores zarzuciła
że mnie zdradził. Gdy Nate miała na mnie focha z niewiadomych przyczyn. Gdy w
szpitalu żadne z rodziców mnie nie odwiedziło. Policzek od matki. To wrażenie
że ktoś mnie rozrywa na kawałki…
-Kim, Kim, KIM!!!- wrzeszczy Jack, potrząsając mną.
Gwałtownie otworzyłam oczy.
Oddychałam jak po przebiegnięciu maratonu, a czoło było
zalane zimnym potem.
Chłopak objął mnie szczelnie i kołysał powoli. Samochód stał
zaparkowany na poboczu autostrady.
-To tylko zły sen, nic ci nie grozi- mówił uspokajająco
chłopak, głaszcząc mnie po włosach. Pokręciłam głową.
-Nie Jack, to nie był sen. To wspomnienia- wyjaśniłam, uspokajając
kołaczące serce. Nie mogę się bać bólu. To niedopuszczalne, nie, biorąc pod
uwagę, co musze dziś zrobić.
Właśnie w tej chwili telefon zaczął wibrować w mojej
torebce. Wypuściłam spazmatycznie powietrze, i odebrałam.
-Halo?- rzuciłam jednak pewnie do słuchawki.
Po drugiej stronie rozległ się okropny śmiech.
-Witaj Kimi- rzucił… Ricky! Gwałtownie wypuściłam powietrze
-Czego chcesz?-
-Oj, kochana, niekulturalnie jest się tak odzywać. Mama cię
nie nauczyła?- zaśmiał się po raz kolejny chłopak. Zwężyłam powieki do szparek.
--Dzwonię, aby cie poinformować, że minęły już ustalone trzy
godziny, podczas których miałas się tu zjawić. A wiesz co to oznacza?...-
Zapytał. Przełknełam slinę.
-Nie odpalaj tych bomb Ricky- poprosiłam spokojnie,
dokładnie ważąc słowa.
Jack spojrzał na mnie ze zmartwieniem i wściekłością w
oczach.
Mój rozmówca ponownie wybuchnął psychopatycznym śmiechem.
-O nie Kimi, nie tak szybko… Policja ci nie mówiła, co się
stanie, gdy nie przyjedziesz na czas?-
-Nie wspominała bynajmniej- pomimo nerwów odpowiadałam
spokojnie.
-Więc, uświadamiam cie Kimi, że za każdą godzinę twojego
spóźnienia, zginie jedna osoba. A co ciekawe, mam tu kilka osób, na których
chyba nawet ci zależy…- dodał złowieszczo, i rozłączył się, podczas gdy ja
siedziałam oniemiała, zastanawiając się,
kto właśnie umarł….
Super!
OdpowiedzUsuńFinał.. trochę strasznie brzmi, kiedy wiem, że to koniec opowiadania.. Wiesz już, co dalej zrobisz ze swoim nieziemskim talentem? :)
Pozdrawiam i czekam na nn:*
Super
OdpowiedzUsuńSzkoda ze to już finał.Ale wszystko sie kiedyś kończy :(
Masz już pomysł co zrobisz z twoim talentem?
Oddasz mi go trochę ?Plis!!
Kto umarł? A może blefuje??
OdpowiedzUsuńSzkoda, że to już prawie koniec!
Wszystko się kiedyś kończy :'(
KC Tori~
Nieee, nie może być koniec !! :c
OdpowiedzUsuńNiee.. ja kocham tego bloga i nie wyobrażam sobie tego, że on zniknie.. ;cc
Cudny rozdział. ♥
I czekam na next. ;3