-Jack!!!! JACK!!!- wrzeszczę jak opętana. Chłopak odwraca
głowę w moim kierunku, wyraźnie zdziwiony.
-Co się stało kochanie?- pyta spokojnie. Jego ton mnie
denerwuje.
-Czy mógłbyś mi użyczyć super szybkiego helikoptera twojego
ojca?- pytam szybko, zdenerwowana.
-Co się stało? Coś ci jest? Chyba nie ponownie…- zaczyna
swój nerwowy monolog, lecz uciszam go gestem dłoni.
-Przed chwilą dzwoniła do mnie policja. Grace chce skoczyć z
mostu, a oni nie mogą nic zrobić- mówię lekko chaotycznie.
-Nie mogą jej ściągnąć siłą?- pyta mój chłopak, a ja tupię
ze zdenerwowania nogą.
-Nie, powiedziała że jeśli podejdą na bliżej niż dziesięć
metrów, skoczy- odpowiadam.
-I uwierzyli jej?- pyta rozbawiony. Naprawdę cała ta
sytuacja go bawi!
-Na początku nie i podeszli, to ona prawie skoczyła. Dopiero
gdy się odsunęli, zajęła bardziej
bezpieczna pozycje- na skraju poręczy- mówię tak szybko że ledwo można
mnie zrozumieć. Teraz twarz Jacka zbladła. No, naroście.
-Dobrze, rozumiem. I rozumiem że się przyjaźnicie, ale jak
ty niby masz pomóc?- pyta delikatnie.
-Grace powiedziała że tylko ze mną porozmawia- odpowiadam,
jakby to było oczywiste. Jack wzdycha.
***
-Nie da się szybciej?- pytam, tupiąc z irytacji moim
bucikiem od Gucciego. Zdążyłam się
przebrać w helikopterze, a ten jeszcze nie doleciał. Teraz miałam na sobie
turkusowy kombinezon na ramiączka, z krótkimi nogawkami i jakby żabotem z
przodu, sięgającym do pasa. W tali tkwił spory, czarny pasek. Na stopach czarne
sandałki na 8-centymetrowej koturnie, włosy nadal w lokach i koronie. W uszach
małe błękitne wkrętki, na palcu wielki pierścionek z diamentem. Tak, wiem,
straszny zestaw, ale nie chciałam zakładać zwyczajowej dla mnie sukienki ani
spódniczki, bo na moście nieźle podwiewa,
dodatkowo to ratowanie przyjaciółki, a
nie pokaz mody. Ma być przede wszystkim wygodnie.
-Kimi, lecimy 300 na godzinę. Naprawdę szybciej się nie da.-
odpowiada Jack, obejmując mnie w geście uspokojenia. Ale jak ja mam się
uspokoić? Moja najlepsza przyjaciółka chce popełnić samobójstwo. Tylko czemu? Z
jakich przyczyn? Wiem że rodzice mają ją głęboko gdzieś, podobnie jak moi, ale
tak jest od dawna, dodatkowo teraz ma Jerre’go, więc nie czuje się tak samotna.
Właśnie Jerry… A jeśli on z nią zerwał? Jeśli tak to go zabiję. Ale czy
mogłabym go winić za zmienienie obiektu uczuć…? Chyba nie, ale to nie zmienia
faktu, że jeśli to przez niego, to zapłaci mi za to. Wyjrzałam przez okno.
Słońce świeciło jeszcze na niebie, ale miało się już ku zachodowi. Czy zdążę?-
zapytałam siebie.
-Za pięć minut lądujemy- usłyszałam głos pilota.
Westchnęłam, szczęśliwa że już jesteśmy. Zostało tylko zejść po drabinie, bo
helikopter nie może lądować na moście, a właśnie tam bezpośrednio nas wysadzą.
Tak więc cierpliwie czekałam na rozkazy. W końcu, po chwili, która wydawała mi
się wiecznością, usłyszałam rozkaz:
-Właźcie na drabinę!-. Posłusznie go spełniłam, a drabina
zaczęła się opuszczać w dół. Lekko się bałam, ale to nic w porównaniu ze
strachem o moją przyjaciółkę. Dodatkowo zawsze lubiłam niebezpieczeństwo i
sporty ekstremalne. A i jeszcze byliśmy przyczepieni do drabiny specjalnym
czymś. Nie wiem co to jest, jasne? Po kilku długich minutach wreszcie poczułam
pod stopami pewny grunt. Pospiesznie się odpięłam, i odwróciłam twarzą do
policjanta.
-Jestem Kim Crouford- powiedziałam, a on się uśmiechnął
obleśnie.
-Dobrze wiem kim jesteś. Czekaliśmy na ciebie. Jest tam-
mówi, pokazując palcem prosto, na skraj mostu. Nie widzę jednak z tej
odległości. Wszędzie stoją wozy
policyjne, karetka pogotowia, wóz strażacki. Podchodzę bliżej, i widzę że teren
półokręgiem, w odległości piętnastu metrów od Grace otoczony jest specjalną
taśmą. Przełykam ślinę, i przechodzę pod nią. Widzę ją opartą o metalową balustradę. Twarz ma całą mokrą, oczy czerwone,
widać ze płakała. Jej brązowe włosy
rozwiewa wiatr. Ma na sobie cienki, żółty podkoszulek i szare szorty. Na
stopach japonki. Siedzi na skraju poręczy, widać że się wacha. Podchodzę cicho
obok niej. Nawet nie odwraca głowy w moja stronę. Po jej policzku cieknie łza.
Boje się zacząć, ale chyba będę musiała.
-Grace- szepczę, ale nie ma żadnej reakcji. Powtarzam więc
głośniej.
-Grace- mówię pewnym głosem. Dziewczyna w końcu na mnie
spogląda.
-Chodź, pójdziemy do domu- mówię tonem zarazem ciepłym i
stanowczym. Widzę że się wacha. Odwraca wzrok, patrzy teraz na zachodzące
słońce.
-Nie rozumiesz Kim. Ja już nie mam normalnego życia-
szepcze, a po jej policzku kapie kolejna
łza.
-Z całym szacunkiem Grace, ale pewnie mam gorzej-odpowiadam,
bo jej wypowiedź zaczyna mnie wnerwiać.
-Masz Jacka, pewność że cie nigdy nie opuści- mówi z
przekonaniem. A więc chodzi o Jerre’go. Zabije go.
-Jerry z tobą zerwał ?- pytam ostrożnie. Na jej twarzy widzę
lekki uśmiech.
-Nie, nie o to chodzi… Nie całkiem- odpowiada – On tu Nawet
jest, próbował tu podejść, ale mu nie pozwoliłam- słyszę. Odwracam głowę, i
rzeczywiście, pierwsze co widzę to Jerry, patrzący się na swoja dziewczynę z
takim strachem, niepokojem i miłością wypisana na twarzy, że aż za serce
ściska. Ponownie jednak koncentruje swą uwagę na dziewczynie
-Grace, o co chodzi?- pytam w końcu otwarcie. Słyszę
wymuszony śmiech.
-Nie ważne-
mówi i z przerażeniem patrzę jak wstaje gotowa do skoku. Chcę ja za wszelka
cenę powstrzymać, jednak jest już za późno, skoczyła, mimo to chwytam jej dłoń
w ostatnim momencie. Jednak nie jestem dość silna by utrzymać taki ciężar, tym
bardziej że stoję na skraju mostu. Wszystko dzieję się nieprawdopodobnie
szybko, w przeciągu jednej sekundy. Spadająca Grace, pociąga mnie za sobą, a ja
zdążam szepnąć tylko :
-Boże- po
czym czuje jak lodowata woda zalewa mi płuca.