Wstrzymałam oddech.
-Uszkodzenia nie są śmiertelne, będziesz mogła wszystko
normalnie robić, tak jak do tej pory…- wyliczał lekarz, lecz ja już nie miałam
sił czekać.
-O co chodzi?- pytam cicho, patrząc w oczy doktora.
Mężczyzna przez chwilę nic nie odpowiada, a potem dodaje:
-Jak już mówiłem nie ma żadnych poważnych uszkodzeń, ale
taka sytuacja najprawdopodobniej powtórzy się przy kolejnym większym wysiłku
fizycznym, a to znaczy że…- nie kończy, bo mu przerywam.
-Że już nigdy nie potrenuje karate- wtrącam się w jego
wypowiedź. Zdanie to mówię cicho, jakbym sama w nie, nie wierzyła. Bo nie wierzę. Przecież karate
to… Może przesadziłabym mówiąc że wszystko, ale to bardzo ważny aspekt mojego
życia. To ono łączy wszystkie jego części i spaja w jakąś całość. Chyba tylko
jeszcze dzięki niemu i Jackowi nie
zwariowałam. A teraz co? Mam tak po prostu przestać? To nie możliwe.
-Doktorze, naprawdę nie da się nic z tym zrobić?- pytam, a w
moim głosie słychać determinacje. Czuje spojrzenie Jacka na mojej twarzy. On
dobrze zna ten ton, i wie że jeśli coś nim mówię, to zawsze dopnę swego. Po
prostu taka już jestem.
-Przykro mi, ale nie. Jak już tłumaczyliśmy, taka a nie inna
sytuacja zaistniała w skutek wewnętrznego wylewu, powstałego przez uszkodzone
miejsce, w twoim przypadku, klatkę piersiową. Niestety, nie możemy nic z tym
zrobić, to naturalna bariera ochronna organizmu- odpowiada .
-Tez mi bariera ochronna, która mnie zabija- mamroczę pod
nosem, tak że tylko Jack może słyszeć. Uśmiecha się do mnie, i przytula mnie,
jednocześnie głaszcząc po włosach. Lekarz, widząc tą scenę, uśmiecha się
zażenowany, rzuca:
-To ja wpadnę później- i pośpiesznie wychodzi, podczas gdy
ja staram się jakoś przebrnąć przez wiadomość którą mnie uraczył.
***
Po dwóch tygodniach wyszłam ze szpitala. Oczywiście, na parkingu szpitalnym już czekał
na mnie Jack, czekając aż tylko wejdę, aby zawieźć mnie do domu. Kilka dni temu
była u mnie moja matka, informując mnie że wyjeżdża z jakimś tam facetem na dwa
miesiące do Berlina. I dobrze, nie mam ochoty się z nią widzieć, gdyby została
pewnie tymczasowo zamieszkałabym u Jacka, lub kupiła sobie jakieś mieszkanie.
Było mnie na to spokojnie stać, i to na takie lepsze. To że wyjechała tylko
ułatwiło sprawę – myślę, wchodząc do pustego domu. Jack idzie tuż za mną, cały
czas trzymając mnie pocieszycielsko za rękę. Wszyscy już wiedzą że skończyłam z
karate, Rudi co prawda był przez chwilę zbyt zszokowany by cokolwiek do niego
dotarło, a potem zaczął jak zwykle nawijać o sobie. Otwieram drzwi do mojej sypialni.
Wszystko jest takie jak to zostawiłam, nie widać śladu śledztwa mamy. Pewnie
Matylda, nasza gosposia już to wszystko wysprzątała. Podchodzę do łoża, i
siadam bezwładnie na jego rogu, zakrywając twarz dłońmi. Jack podchodzi do
mnie, klęka koło mnie i odciąga dłonie
od mojej twarzy. Uśmiecham się do niego lekko, wstaje i podchodzę do szafki
nocnej. Leży na niej oprawnie w złotą
ramkę zdjęcie moje i Jacka na kilka dni przed naszym pierwszym zerwaniem.
Podnoszę je na wysokość oczu.
-Kiedy moje życie się tak skomplikowało?- pytam głupio,
odwracając się twarzą do chłopaka. Jack patrzy najpierw na trzymane przeze mnie
zdjęcie, potem spogląda mi w oczy.
-Kim..-mówi, ale ja już nie mogę się powstrzymać. Łzy
zaczynają płynąc po moim policzku, gdy pomyślę jakie życie zostawiłam za sobą.
A mogłam je nazwać tylko jednym słowem: szczęście. Byłam całkiem zdrowa i
mogłam do woli ćwiczyć karate. Miałam Jacka, wspaniałych przyjaciół,
popularność. Dogadywałam się z rodzicami, miałam szczęśliwą rodzinę. Moja
psychika była mocna, nigdy nie płakałam. Nie miałam żadnych traumatycznych przeżyć. Nie
leczyłam się u psychologów. Co prawda dużo z poprzedniego życia mi zostało: popularność, pozycja społeczna,
Jack, przyjaciele, bogactwo. Ale tyle straciłam. Rodzinę, zaufanie ze strony
bliskich, w dużej mierze zdrowie psychiczne, przyjaciółkę. Doszło do tego że
musiałam się leczyć psychicznie. Kiedy to wszystko się stało? Dlaczego jedno
głupie zdarzenie wywołało cały ciąg katastrof? Dlaczego to wszystko zwaliło się
na mnie w tak małym odstępie czasu? Niby nic się nie stało, ale… Ale co? Nie
wiem, nie mam pojęcia jak to określić. Po prostu, nagle cały świat zaczął mi
się walić.
-Już, wszystko dobrze- mówi mój ukochany, obejmując mnie i
delikatnie kołysząc, podczas gdy ja spazmatycznie szlocham, za wszystkim co
straciłam i już nigdy do mnie nie powróci…
Wcale nie jest nudny Ola < 3 . Jest wręcz cudowny < 69 .
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twojego Bloga : 3
Jest po prostu zajebisty tak jak Ty < 3 .
kiedy next ?
KOCHAM ! KOCHAM ! KOCHAM !
heuheu nie moge się doczekac nexta!!!
OdpowiedzUsuńLoffam twój blog!
<333333333333333333
Jednym słowem: ZARĄBISTY Do dupy i ty jeszcze za takie wyrarzenie przeparaszasz? Poczytaj sobie moje komy u innych, szczególnie Ewki.... tam to chyba przegiełam....
OdpowiedzUsuńKiedy next? Lofffciam cięęę!
Pozdro Izkaxxx
Nie będę mówiła tego co wszystkie , więc zacznę tak;
OdpowiedzUsuńRozdział jest jak zwykle fantastycznie napisany. Akcja cały czas góruje na Twoim blogu, co mnie bardzo cieszy. Uwielbiam, a wręcz kocham Twojego bloga. Jesteś cudowna! - powtarzam, ale cóż, taka prawda...- Masz talent, nikt Ci tego nie zaprzeczy. Niecierpliwie czekam na następny rozdział. Kiedy się pojawi.?;>
Pozdrawiam Cię bardzo.! Kocham <3
C.Howard <333
Rozdział jak zwykle odjechany ! ;*
OdpowiedzUsuńSuper piszesz <3 Oddałabym wszystko żeby mieć taki talent :D
Czekam na następny :D Tylko niech będzie szybko ! ;*
Pllosie ! :)
nowy rozdział , zapraszam < 69 .
OdpowiedzUsuńhttp://kickinit-mojahistoria.blogspot.com/
No więc kiedy następny.? ;> Mam zacząć spamować,żebyś dodała.?;> :** U mnie nowy! <3
OdpowiedzUsuńNo dodawaj kolejny.! Pliiiis! <333 Ps. Założyłam kolejnego bloga; http://inna-historia-jacka-andersona.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZalokaj pliiis! ^^ Będę baardzo wdzięczna! <33 Pzdr. C.Howard <3
Wspaniałe rozdziały :D Kiedy następny ? :* Wszyscy czekają :*
OdpowiedzUsuń