wtorek, 23 października 2012

Rozdział 18

-Już, nie płacz-mówi Jack, obejmując mnie. Czuje się jak mała dziewczynka, która się skaleczyła. A dobrze wiecie że nienawidzę czuć się słaba, dlatego szybko się ogarnęłam. Jednak mimo to w środku nadal czułam że coś jest nie dobrze, nie na swoim miejscu. Czułam się jakoś obco. Widocznie było to po mnie widać, bo Jack westchnął.
-Kim, mam pomysł-mówi po kilku minutach przedłużającej się ciszy, kiedy to ja próbuję zapanować nad swoimi debilnymi ludzkimi odruchami.
-Jaki?- pytam cicho, jakbym bała się że to wszystko, cały ten spokój zaraz pryśnie, a zastąpi go kolejna katastrofa. Mój ukochany ponownie wzdycha.
-Zaraz ci go przedstawię, ale najpierw musisz dojść do siebie. Wiem- krzyczy nagle tryumfalnie- pobawimy się w wspominacza- mówi radośnie.
-Nie, tylko nie wspominacz- odpowiadam,  kładąc się na łóżku i przykrywając głowę poduszką, tak żeby się od tego wszystkiego odgrodzić. Jednak chłopak nie daje za wygraną. Podchodzi do mnie i zdejmuje z mojej głowy poduchę. Prycham z irytacją, i sięgam po drugą, ale zanim się oglądam, nie mam już żadnej w zasięgu reki. Wzdycham. Wspominacz, to zabawa wymyślona przez mojego dawnego psychologa. Polega na tym że wymieniam w porządku datowym wszystkie wydarzenie o których nie mogę zapomnieć, których nie mogę się pozbyć. Koniecznie muszę opowiadać to do drugiej osoby, a w tedy wspólnie mamy coś z nimi zrobić. Wiem że przegrałam, dlatego zaczynam.
-1.Odkrycie twojego kłamstwa.- waham się chwilę.
-2. Te dziwne wiadomości wysyłane przez Donnę.- znów chwila pauzy.
-3.Porwanie- teraz już nic mnie nie blokuje. Słowa boleśnie wychodzą z moich ust, a wspomnienia powracają jakby to wydarzyło się przed chwilą.
-4.Przetrzymywanie, a co z tym idzie: a)głodzenie, b)bicie c)poniżanie d)myśl że możesz zginąć- mówię, ale choć wspomnienia palą jak rozżarzone żelazo,  moja twarz pozostaje sucha.
-5.Moja prawie śmierć-uśmiecham się delikatnie, na wspomnienie moich niby ostatnich sekund.
-6.Rozmowa w szpitalu. Oczywiście nasza- przerywam na chwilę i myślę.
-7.Ujawnienie filmu- już prawie kończę.
-8.Odejście ojca i przyłapanie matki- wiem że czeka mnie jeszcze tylko jeden punkt.
-9.Śpiączka- kończę.
 Przez chwilę trwa niezmącona cisza. Wiem że Jack myśli.
-A teraz podsumuj to co masz teraz- mówi, a ja marszczę lekko brwi.
-Mam ciebie, rodziców w czasie rozwodu, byłą najlepszą przyjaciółkę w areście,- zaczynam wymieniać, ale Jack mi przerywa.
-Pomyśl co masz pozytywnego- mówi, a ja się zastanawiam. I nagle to do mnie dociera. Ja nie straciłam swojego życia. Nadal je mam, to samo, kochane i wspaniałe, tylko troszkę bardziej pokomplikowane, ale przez to ciekawsze. Wszystko co się wydarzyło w ciągu ostatnich dwóch miesięcy nie jest ważne. Mam Jacka, przyjaciół, rodzinę, choć rozbitą, to jednak mam rodziców i siostrę (no tak jakby siostrę). Mam nadal pozycje najpopularniejszej w mieście, nadal jestem wicemistrzynią w karate. Nadal mieszkam w tym samym domu, widuje się z tymi samymi ludźmi. To co było nic tak naprawdę nie zmieniło.  Nagle zdaje sobie sprawę że , na mojej twarzy widnieje uśmiech tak szeroki że aż boli. Spoglądam na Jacka, i wiem że zrozumiał. Że już wie do czego doszłam. Szczęśliwa rzucam mu się na szyje, przez co oboje upadamy na plecy, na podłogę, gdyż on siedział właśnie na podłodze przy łóżku, a ja na moim posłaniu. Leżąc, obejmujemy się i śmiejemy dopóki brzuchy nas nie rozbolą. Zaraz po tym, Jack gładzi mój policzek koniuszkami palców i mówi:
-A co do mojego super pomysłu, to mam propozycje-. Uśmiecham się delikatnie, i spojrzeniem zachęcam go aby wypowiedział ją w końcu.
-Bo widzisz, myślę że powinniśmy gdzieś wyjechać. Nie na długo, jakiś tydzień, tak żebyśmy odpoczęli od tego miejsca- mówi, a ja uśmiecham się coraz szerzej.
-Tylko gdzie?- pytam. Teraz to on się śmieje.
-Myślałem nad Mediolanem- przyznaje- bo wiesz, w Paryżu byliśmy, Nowym Jorku też, i to często, podobnie zresztą jak Londynie. Do Chin jeździmy co roku na mistrzostwa. Niemczech nie lubisz, za to kochasz modę, a on jest jedna z jej stolic- mówi, uśmiechając się delikatnie, za to ja aż skaczę z radości.
-Tak, bardzo chce tam pojechać!- krzyczę i ponownie rzucam mu się na szyję, jednak teraz już stoimy.
-Kiedy chcesz pojechać?- pytam.
-Co powiesz na dzisiejszy wieczór?- odpowiada, a ja znów piszczę z radości.
-Jasne! Ale musze się spakować- mówię i zaczynam latać po pokoju, wywalając na łóżko potrzebne mi rzeczy. Jest jednak dopiero 9 rano, mam jeszcze kilka godzin by zrobić dokładna listę rzeczy i zapoznać się z pogodą oraz itp. itd. Jack tylko się śmieje, patrząc jak biegam w tę i we wtę, a ja po raz pierwszy od wielu dni czuje że wszystko będzie dobrze. 
                                                                  ***
Uszczęśliwiona wystawiam twarz do słońca, i szczerzę zęby w radosnym uśmiechu. Jesteśmy już na miejscu, lot prywatnym samolotem ojca Jacka był niezwykle szybki i wygodny. Właśnie stoję na lotnisku, czekając na Jacka, który musiał cos uzgodnić z pilotem. Jest chyba około 6 rano, więc słońce dopiero zaczyna wyglądać zza horyzontu, nadając  krajobrazowi zniewalający widok. Cieszę się że zgodziłam się na wyjazd. Chwila odpoczynku dobrze mi zrobi- myślę, akurat w momencie, w którym Jack obejmuje mnie z zaskoczenia od tyłu. Szerzej się uśmiecham i obracam głowę by spojrzeć w jego cudowne czekoladowe oczy. Widzę w nich euforie, i pewność że wszystko jest dobrze, i aż się zachłystuję tymi uczuciami. Nie mogę w to uwierzyć. Bo trudno uwierzyć w taką zmianę. Jeszcze wczoraj płakałam jak na zawołanie, ale dziś mam pewność- powróciła stara dobra Kim. Ta uważana przez wrogów za bezwzględną, nie przejawiającą zbytnio ludzkich uczuć, bezduszna sukę, ta podziwiana przez wszystkich, ta pewna siebie i swojego życia. Ta silna, słodka szantażystka, która zawsze dostanie wszystko co chce. Taka siebie kocham. Bo myśl że mogę być słaba, nie być na szczycie mnie prawie zabija.  Trudno, taka jestem, cos ci nie pasuje kochanie, to spadaj. Poprawiam swoje wielkie, czarne okulary przeciwsłoneczne od Diora, niechętnie odrywam się od chłopaka i wsiadam na tylne siedzenie ogromnej, czarnej limuzyny. To ojciec Jacka ja przysłał ją tu. Bo, jak już kiedyś wspomniałam, zarówno ja i Jack jesteśmy niezwykle bogaci. To nie była żadna przenośnia.  Wszyscy w naszej szkole są nadziani. Bo widzicie, uczęszczamy wszyscy (czy raczej uczęszczaliśmy, przecież już skończyliśmy tę szkołę), całą banda do niezwykle prestiżowego, prywatnego liceum. Czesne za jeden semestr wynoszą więcej niż nowe bmw, ale opłaca się. Tak więc, jak już mówiłam, wszyscy jesteśmy bogaci, ale ja i Jack tacy naj. Nie chodzi o to że się przechwalam, po prostu chcę wytłumaczyć skąd mamy na te wszystkie gadżety, dlaczego mieszkamy i żyjemy w takich a nie innych warunkach. Ojciec Jacka jest  premierem Włoch, jego matka  sławnym i niezwykle dobrym adwokatem. Moja matka z kolei jest top modelką (przez co tak często występuje w prasie) a ojciec sławnym producentem filmowym.  Mnie też już dawno chcieli zaciągnąć do modelingu i nawet wystąpiłam na kilku pokazach, ale postanowiłam że najpierw skończę studia. Teraz już wiecie dlaczego mamy tak a nie inaczej. Jesteśmy prawie jak bohaterowie :”Plotkary”, tyle że w prawdziwym życiu i nie pisze o nas jakaś psychiczna debilka, która widocznie nie ma własnego życia.
-Kim, masz ochotę na coś do picia?- pyta nagle Jack, tym samym przerywając moje przemyślenia.
-Owszem, chętnie bym się napiła Martini- odpowiadam szczerze i słyszę cichy śmiech chłopaka.
-To dopiero jak dojedziemy. Na razie może kawa?- pyta, a ja chętnie kiwam głową. Jack wie że pije tylko jeden rodzaj kawy.
-Proszę, karmelowe, sojowe, bezcukrowe latte z podwójna pianą i cynamonem- mówi, podając mi przenośny kubek. Uśmiecham się do niego z wdzięcznością.
-Strasznie długa ta nazwa. Jak zamawiasz tę kawę w kawiarni, to ludzie za Toba się nie niecierpliwią?- pyta żartobliwie, a ja lekko trącam go starannie zadbana dłonią, z paznokciami w odcieniu morelowym, akurat w tedy, gdy limuzyna zatrzymuje się przed ogromnym podjazdem. Jesteśmy w willi ojca Jacka, który jak już chyba wcześniej wspomniałam, mieszka w Mediolanie.  Pan domu już stoi na tarasie, i widocznie na nas czeka, z lokajem tuz obok, który trzyma tace z kieliszkami i szampanem. Uśmiecham się. Jeszcze nigdy osobiście nie poznałam ojca Jacka. Jestem ciekawa tego człowieka. Ma modnie obcięte włosy, w odcieniu identycznym co Jack. W ogóle cały jest jak starszy on, oprócz oczy i karnacji. Oczy ma w kolorze szarym, a karnacje jeszcze ciemniejszą niż jego syn. Na widok podjeżdżającej limuzyny uśmiecha się promiennie. Ja także się uśmiecham, ukazując moje bielusieńkie ząbki, podczas gdy drugi kierowca wychodzi z limuzyny, podchodzi do drzwi od mojej strony, otwiera je i wyciąga ku mnie dłoń, by pomóc mi wstać. Oczywiście ja jak na damę przystało, podaje dłoń i z gracją wysiadam z pojazdu. Na twarzy  gospodarza widzę przez chwilę lekki szok.
-Witam w moich skromnych progach- woła, podchodząc do mnie, podczas gdy jego syn materializuje się nagle tuz obok mnie i lekko mnie obejmuje.
-Dzień dobry, panie Anderson. Miło mi pana w końcu poznać- mówię, wyciągając dłoń w białej rękawiczce. Mężczyzna całuje ją, jak na dżentelmena przystało i mów:
-Cała przyjemność po mojej stronie- następuje chwila przerwy, w której przygląda mi się- Jest pani jeszcze piękniejsza niż słyszałem.- dodaje po chwili, na co ja się uśmiecham delikatnie.
-Dziękuje bardzo. Nie zdawałam sobie sprawy że w ogóle pan o mnie słyszał- odpowiadam zgodnie z prawdą. Mężczyzna się śmieje.
-Jak mogłem o pani nie słyszeć? Mój syn tyle mi o pani opowiadał…- mówi, ale nagle przerywa mu Jack.
-Tato..-mówi, ale jego ojciec tylko się śmieje i kończy:
-Dużo pani też w gazetach. Widziałem panią na pokazie mody w Paryżu, występowała pani  w roli modelki. A i jeszcze  od wielu innych ludzi. Wszyscy byli pod pani ogromnym wrażeniem. Zachwycali się pani urodą i intelektem. Teraz wiem że nie przesadzali- mówi, a ja się lekko rumienię.
-Przesadza pan- odpowiadam, odgarniając do tyłu moje złote włosy.
-Nie, wcale. Ale może wejdziemy do środka, widzę że pani gorąco w tych długich włosach- stwierdza i ma rację. Stoję w upale, a z moimi długimi do kolan włosami to udręka, dlatego posłusznie podążam za mężczyznom do gigantycznej rezydencji. Tak ten tydzień zapowiada się nieziemsko. Niestety, tylko zapowiadał...


Rozdział nudny, przydługi, bezsensu i DD. To miały być dwa rozdziały, ale pomyslałam że skoro są tak nudne, to moga tworzyć jeden, aby was za długo nie nudzić. Ale bez obaw: w zanadrzu mam juz bardzo dużo mocnych akcji, nieprawdopodobnych splotów wydarzeń, i trzymajacych w napieciu scen. Pocieszenie: jutro dodam nowy rozdział, co prawda nie bedzie jakiś szczególnie super, ale na jego koniec zacznie się akcja;)


3 komentarze:

  1. Ślicznie napisane ! ;*
    Masz ogromny talent ^^ zazdraszczam ci xdd
    Naprawdę super !! <33 czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. omg ! ;* super ! ;D
    on wcale nie jest nudny ! <333
    nie mogę się doczekać nexta! ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteś boska! <3 Ach te maniery! <3 WOOW! <3 Nieziemskooo ^_^ Już lecę do nastepnego !<3

    OdpowiedzUsuń