środa, 24 października 2012

Rozdział 19

-Jakieś plany na dziś?- pyta Steven Anderson, nasz gospodarz i ojciec mojego chłopaka. Uśmiecham się delikatnie znad moich francuskich tostów i rogalików, wyśmienitych omletów, i całej reszty śniadania.
-Owszem- odpowiada Jack-  Ja razem z tobą gramy dziś w golfa, przecież sam zaproponowałeś- mówi
-Wiem, pamiętam a chodziło mi raczej o Kim- uśmiecha się przyjaźnie, i kieruje spojrzenie na mnie. Odwzajemniam uśmiech.
-Ja dziś idę na zakupy- mówię.
-To świetnie. Ale najpierw może pojedziemy pozwiedzać?- proponuje, a ja zgadzam się z ochotą. To nasz pierwszy dzień w tym raju. Planowałam zwiedzanie, dlatego mam na sobie taki a nie inny strój. Długa do ziemi suknia, wiązana na szyi, odpowiednio wycięta, w ślicznym kolorze żółci, bieli i turkusu, z motywami kwiatów i motyli. Odcinana pod biustem, a  dół luźno puszczona. Do tego granatowe sandały na grubym, 8-centymetrowym obcasie, całe składające się z grubszych pasów.  Włosy puszczone luźno, w  mocne fale, tylko nad czołem, korona z włosów. Na nosie duże przeciwsłoneczne okulary, w turkusowej oprawie. Duży pierścionek na zadbanych dłoniach, a w uszach brylantowe wkrętki. Miałam wszystko co mi było potrzebne. Tak więc po śniadaniu ruszamy na obchód zabytków. Ja osobiście jestem zachwycona, bo uwielbiam zwiedzanie, jednak Jack już to wszystko widział, i przez cały czas tylko jęczał: „Znowu to?” lub „Możemy wracać?”, więc jak widać za dużo się nie naoglądałam i po niecałych dwóch godzinach jestem w domu. Właśnie mam wyjść z domu na obchód sklepów, gdy czuje palce Jacka zaciskające się na mojej dłoni. Odwracam szybko głowę w jego kierunku.
 -Ładnie to się tak wymykać po kryjomu?- pyta ze śmiechem, na co ja też zaczynam lekko chichotać.
-Ależ ja wcale się nie wymykam. Po prostu próbuję wyjść na zakupy- odpowiadam, zaskoczona jak bezszelestnie umie się poruszać.
-Tak bez pożegnania?- pyta, i całuje mnie z pasją. Oczywiście oddaje pocałunek, i zaraz po tym się śmieję.
-O co chcesz mnie poprosić?- pytam, a on przybiera minę zaskoczonego, jednak po jego oczach widzę że trafiłam w dziesiątkę.
-Dlaczego od razu sugerujesz że coś od ciebie chce?- pyta z udawaną urazą, na co ja się tylko śmieje.
-Jack, jestem mistrzynią kłamstwa, manipulacji i mowy ciała. Dodatkowo cię znam. No, mów szybko o co chodzi- zachęcam go. Chłopak zaczyna się gładzić po szyi, widać bardzo chce o coś zapytać, ale nie wie jak.
-Bo tak sobie myślałem… Wiesz że nie przepadam za golfem, i jeszcze dodatkowo ma tam być Simon ze swoją dziewczyną, i sobie pomyślałem że…- nie kończy.
-Że mogłabym pojechać z tobą?- pytam lekko rozbawiona. Tak, dobrze wiem że Jack nie przepada za golfem, a Simon totalnie go denerwuje. Simon to jego kuzyn, który we wszystkim z nim rywalizuje, ale zawsze przegrywa. Co jeszcze można tu o nim dodać. Brat Kayla. Tak, pewnie wam to coś mówi.  Cały czas się przechwala, najpierw robi, potem myśli, przez co często wpada w kłopoty.  Zły nie jest ( w sensie przystojny), ale do Jacka mu daleko. Jack przytakuje, co wywołuje u mnie kolejny uśmiech.
-No, proszę…- mówi, gdy długo nic nie odpowiadam.
-Simon mówił że jego nowa dziewczyna jest najpiękniejszą dziewczyną na ziemi. Nie chcesz tam pójść i pokazać że jest inaczej?- pyta w końcu chytrze. Teraz wie że na pewno się zgodzę. Tak, przycieranie komuś nosa to moja działka, podobnie jak onieśmielanie ludzi urodą. A jeśli jeszcze będę tam z Jackiem… Już sobie wyobrażam jak wspaniale będziemy się prezentować.  Bo ja i Jack z wyglądu jesteśmy całkowitymi przeciwieństwami. Ja mam mleczną karnację, złote włosy, turkusowe oczy z zielonym połyskiem, blado różowe usta. Jack za to ma ciemną karnację, mocno brązowe włosy, czekoladowe oczy. Obydwoje nadzwyczaj piękni, wysportowani, z idealnymi ciałami… Tak, ta scena mnie przekonuje.
-I…?- pyta w końcu mój chłopak, lecz w odpowiedzi ja go tylko całuję.
-Wezmę to za tak…- mówi, ponownie mnie całując
***
Słońce świeci wysoko na bezchmurnym niebie. Wieje lekki wiatr, niosący przyjemną ulgę w upale.
-Piękna pogoda, nieprawdaż?- wyrywa mnie z zamyślenia głos . Odwracam się plecami do słońca. Simon.
-Owszem- odpowiadam grzecznie, uśmiechając się na wspomnienie naszego przyjazdu. Steven, bo tak kazał mi na siebie mówić ojciec Jacka nie miał nic przeciwko żebym pojechała- wręcz przeciwnie, wydawał się zadowolony że będę im towarzyszyć. Jednak były korki, i przyjechaliśmy spóźnieni 15-ście minut. Tak więc, gdy limuzyna podjechała pod bramę do pola golfowego, Simon, jego rodzice i dziewczyna już tam stali. Przyjrzałam się dziewczynie. To prawda, była dosyć ładna, ale nie dosięgała mi do pięt. Drobna, pełna brunetka o karnacji w kolorze pomarańczy (pewnie przesadziła z solarium), piwnych oczach, małym nosie i nieproporcjonalnie dużych ustach, pewnie poprawionych plastycznie.  Na sobie miała króciutką spódniczkę w kolorze brązu, oraz cekinowy top w odcieniu miedzianym. W uszach duże złote kolczyki, na palcach pełno drobnych pierścionków. Na nadgarstku brzęczał chyba z tysiąc bransoletek, a  stopy przyodziane były w zamszowe szpilki w kolorze czerwieni. Włosy w artystycznym nieładzie, pewnie specjalnie tak ułożone. Całość wyglądała komicznie, aż biła od tej dziewczyny desperacja by zrobić dobre wrażenie, by powalić wszystkich na kolana. Głupiutka mała, nie wie że nie ma ze mną szans. Ale za chwilkę się dowie- myślę, wychodząc z samochodu. I mam jak zwykle rację. Gdy tylko się prostuje spojrzenie wszystkich kierują się na mnie ( Jack wyszedł wcześniej, na niego już się nagapili). Na twarzach dziewczyn widzę zazdrość, a mężczyzn zachwyt i podziw. Uśmiecham się, odsłaniając swoje bieluteńkie ząbki. Mam na sobie elegancką sukienkę w kolorze pastelowej mięty, z grubymi ramiączkami, z dekoltem w serek, wcięciem w tali, podkreślonym złotym, łańcuszkowym paskiem,  sięgającą lekko przed kolano, z plisowanym dołem. Na dłoniach mam krótkie, białe, satynowe rękawiczki, w uszach złote delikatnie zwisające kolczyki. Nadgarstek mój zdobi delikatna złota bransoletka, na stopach widnieją 12-sto centymetrowe szpilki, z zapięciem przy kostce i jednym z pasków biegnących pionowo po stopie, w tym samym odcieniu co sukienka. Złote włosy puszczone luźno na plecy, w piękne loki, z koroną z włosów nad czołem. Usta w kolorze nude i przełomowy dodatek: pomarańczowa kopertówka. Tak, wiem że wyglądam świetnie, tym bardziej gdy podchodzi do mnie Jack i mnie obejmuje. W tedy wszyscy już wzdychają z zazdrością i podziwem. Jednak ani ja, ani Jack nie przejmujemy się tym ogólnym zainteresowaniem naszą osobą, i podobnie jak ojciec Jacka ruszamy do całej reszty.
-Jak ci się podoba gra?- pyta nadal Simon, wyrywając mnie z zamyślenia.
-Ciekawa, ale wszystko można łatwo wyliczyć. Przepraszam, nie będę cie nudzić- odpowiadam.
-Cholera, gdzie ten Jack cie znalazł?-  wybucha nagle chłopak, czym troszkę mnie zaskakuje, ale na pewno nie przestraszył. Mam czarny pas trzeciego stopnia, lepiej niech to on uważa. I nagle sobie przypominam że nie mogę nic zrobić bo przypłacę to życiem. I dopiero w tedy zaczynam się bać. Jesteśmy tylko dwoje, w zasięgu wzroku nikogo nie ma. Niepotrzebnie się wyrwałam i tak od razu pospieszyłam. Ale kto przewidział taką sytuację? Mimo ogólnego strachu, nie daje nic po sobie poznać.
-O co ci chodzi?- pytam, lekko się oddalając od niego, ale ten znów do mnie podchodzi.
-Dlaczego Jack zawsze musi mieć wszystko co najlepsze? Jest najbogatszy, najprzystojniejszy, najlepszy w karate, ma największe powodzenie, a teraz i ciebie. Taką śliczną, cudowną, mądrą Kim. Taką teraz bezbronną- mówi i stara się mnie pocałować, jednak wykonuje zupełnie automatycznie jeden z lżejszych ciosów karate, i przerzucam go przez plecy. Od razu robi mi się słabo, ale to nie był duży wysiłek fizyczny, więc na razie nic nie powinno mi się zrobić.  Podchodzę do leżącego na ziemi chłopaka , pochylam się nad nim i mówię cicho:
-Twojemu tacie by zaszkodziło, gdyby okazało się  że jego syn zgwałcił córkę super modelki i sławnego reżysera filmowego. Więc uważaj, bo ta historia jeszcze jutro może być na pierwszych stronach- mówię chłodno, po czym odwracam się z zamiarem dogonienia pozostałych, jednak nagle czuję dłoń chłopaka na mojej kostce. Zirytowana, wbijam mu obcas w nadgarstek i idę dalej.
-Suka!- słyszę nagle za sobą. O nie, nikt nie wrzuca na Kim Crawford. Odwracam się do niego z szerokim uśmiechem. Przecież dobrze wiemy ze ja na wszystkich mam haka. 
-Ale przynajmniej ja nie mam nagich zdjęć- odpowiadam spokojnie, obserwując jak twarz chłopaka przybiera coraz bardziej biały kolor.
-Nie…- mówi cicho, na co ja wybucham śmiechem.
-Tak, owszem mam wszystko, taśmę też- informuję, i widzę niedowierzenie na twarzy chłopaka.
-Ale nikt o tym nie wie, zniszczyłem wszystkie dowody- zaczyna się motać.
-Widocznie nie wszystkie. Ale nie martw się, ze mną jeszcze nigdy nikt nie wygrał- mówię i odchodzę, zostawiając go samego. Musi przetrawić tę informację. Nagle dzwoni mój telefon. Patrzę na ekran. Zastrzeżony numer. Moje serce zaczyna automatycznie szybciej bić. Drżącymi palcami odbieram.
-Halo?...- pytam cicho.
-Dzień dobry, panna Kim Crawford? Dzwonię z policji…-

Tak, wiem, nudny, ale obiecuje że już w następnym powróci jako, taka akcja.


4 komentarze:

  1. Wcale nie jest nudny wręcz przeciwnie :D Czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super !! <333
    Czekam na kolejny kochana ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. o nie jest nudny ! :)
    jest extra . :*
    dodasz nowy jeszcze dzisiaj? <3

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG! Ciekawe co się stało, że z policji dzwonią! :O Matko jedyna! :O Boję się! Pisz kolejny! SZYBKOOO! <3 Jak zwykle rozdział jest fantastyczny. A co do słownictwa, jakim się posługujesz to jestem zaszokowana.! Skąd ty je bierzesz.? Czytasz pewnie dużo książek , mam rację.?;> Heheh ^^ Dobra wracając do rozdziału ! No ccuuuudo! <3 Dziewczyno ty to masz talent! Jesteś niesamowita! <3
    Pzdr. i czekam niecierpliwie na kolejny! <3 C.Howard :**

    OdpowiedzUsuń