-Jakieś plany na dziś?- pyta Steven Anderson, nasz gospodarz
i ojciec mojego chłopaka. Uśmiecham się delikatnie znad moich francuskich
tostów i rogalików, wyśmienitych omletów, i całej reszty śniadania.
-Owszem- odpowiada Jack-
Ja razem z tobą gramy dziś w golfa, przecież sam zaproponowałeś- mówi
-Wiem, pamiętam a chodziło mi raczej o Kim- uśmiecha się
przyjaźnie, i kieruje spojrzenie na mnie. Odwzajemniam uśmiech.
-Ja dziś idę na zakupy- mówię.
-To świetnie. Ale najpierw może pojedziemy pozwiedzać?-
proponuje, a ja zgadzam się z ochotą. To nasz pierwszy dzień w tym raju.
Planowałam zwiedzanie, dlatego mam na sobie taki a nie inny strój. Długa do
ziemi suknia, wiązana na szyi, odpowiednio wycięta, w ślicznym kolorze żółci,
bieli i turkusu, z motywami kwiatów i motyli. Odcinana pod biustem, a dół luźno puszczona. Do tego granatowe
sandały na grubym, 8-centymetrowym obcasie, całe składające się z grubszych
pasów. Włosy puszczone luźno, w mocne fale, tylko nad czołem, korona z
włosów. Na nosie duże przeciwsłoneczne okulary, w turkusowej oprawie. Duży
pierścionek na zadbanych dłoniach, a w uszach brylantowe wkrętki. Miałam
wszystko co mi było potrzebne. Tak więc po śniadaniu ruszamy na obchód
zabytków. Ja osobiście jestem zachwycona, bo uwielbiam zwiedzanie, jednak Jack
już to wszystko widział, i przez cały czas tylko jęczał: „Znowu to?” lub
„Możemy wracać?”, więc jak widać za dużo się nie naoglądałam i po niecałych
dwóch godzinach jestem w domu. Właśnie mam wyjść z domu na obchód sklepów, gdy
czuje palce Jacka zaciskające się na mojej dłoni. Odwracam szybko głowę w jego
kierunku.
-Ładnie to się tak
wymykać po kryjomu?- pyta ze śmiechem, na co ja też zaczynam lekko chichotać.
-Ależ ja wcale się nie wymykam. Po prostu próbuję wyjść na
zakupy- odpowiadam, zaskoczona jak bezszelestnie umie się poruszać.
-Tak bez pożegnania?- pyta, i całuje mnie z pasją.
Oczywiście oddaje pocałunek, i zaraz po tym się śmieję.
-O co chcesz mnie poprosić?- pytam, a on przybiera minę
zaskoczonego, jednak po jego oczach widzę że trafiłam w dziesiątkę.
-Dlaczego od razu sugerujesz że coś od ciebie chce?- pyta z
udawaną urazą, na co ja się tylko śmieje.
-Jack, jestem mistrzynią kłamstwa, manipulacji i mowy ciała.
Dodatkowo cię znam. No, mów szybko o co chodzi- zachęcam go. Chłopak zaczyna
się gładzić po szyi, widać bardzo chce o coś zapytać, ale nie wie jak.
-Bo tak sobie myślałem… Wiesz że nie przepadam za golfem, i
jeszcze dodatkowo ma tam być Simon ze swoją dziewczyną, i sobie pomyślałem że…-
nie kończy.
-Że mogłabym pojechać z tobą?- pytam lekko rozbawiona. Tak,
dobrze wiem że Jack nie przepada za golfem, a Simon totalnie go denerwuje.
Simon to jego kuzyn, który we wszystkim z nim rywalizuje, ale zawsze przegrywa.
Co jeszcze można tu o nim dodać. Brat Kayla. Tak, pewnie wam to coś mówi. Cały czas się przechwala, najpierw robi,
potem myśli, przez co często wpada w kłopoty.
Zły nie jest ( w sensie przystojny), ale do Jacka mu daleko. Jack
przytakuje, co wywołuje u mnie kolejny uśmiech.
-No, proszę…- mówi, gdy długo nic nie odpowiadam.
-Simon mówił że jego nowa dziewczyna jest najpiękniejszą
dziewczyną na ziemi. Nie chcesz tam pójść i pokazać że jest inaczej?- pyta w
końcu chytrze. Teraz wie że na pewno się zgodzę. Tak, przycieranie komuś nosa
to moja działka, podobnie jak onieśmielanie ludzi urodą. A jeśli jeszcze będę
tam z Jackiem… Już sobie wyobrażam jak wspaniale będziemy się prezentować. Bo ja i Jack z wyglądu jesteśmy całkowitymi
przeciwieństwami. Ja mam mleczną karnację, złote włosy, turkusowe oczy z
zielonym połyskiem, blado różowe usta. Jack za to ma ciemną karnację, mocno
brązowe włosy, czekoladowe oczy. Obydwoje nadzwyczaj piękni, wysportowani, z
idealnymi ciałami… Tak, ta scena mnie przekonuje.
-I…?- pyta w końcu mój chłopak, lecz w odpowiedzi ja go
tylko całuję.
-Wezmę to za tak…- mówi, ponownie mnie całując
***
Słońce świeci wysoko na bezchmurnym niebie. Wieje lekki
wiatr, niosący przyjemną ulgę w upale.
-Piękna pogoda, nieprawdaż?- wyrywa mnie z zamyślenia głos .
Odwracam się plecami do słońca. Simon.
-Owszem- odpowiadam grzecznie, uśmiechając się na
wspomnienie naszego przyjazdu. Steven, bo tak kazał mi na siebie mówić ojciec
Jacka nie miał nic przeciwko żebym pojechała- wręcz przeciwnie, wydawał się
zadowolony że będę im towarzyszyć. Jednak były korki, i przyjechaliśmy
spóźnieni 15-ście minut. Tak więc, gdy limuzyna podjechała pod bramę do pola
golfowego, Simon, jego rodzice i dziewczyna już tam stali. Przyjrzałam się
dziewczynie. To prawda, była dosyć ładna, ale nie dosięgała mi do pięt. Drobna,
pełna brunetka o karnacji w kolorze pomarańczy (pewnie przesadziła z solarium),
piwnych oczach, małym nosie i nieproporcjonalnie dużych ustach, pewnie
poprawionych plastycznie. Na sobie miała
króciutką spódniczkę w kolorze brązu, oraz cekinowy top w odcieniu miedzianym.
W uszach duże złote kolczyki, na palcach pełno drobnych pierścionków. Na
nadgarstku brzęczał chyba z tysiąc bransoletek, a stopy przyodziane były w zamszowe szpilki w
kolorze czerwieni. Włosy w artystycznym nieładzie, pewnie specjalnie tak
ułożone. Całość wyglądała komicznie, aż biła od tej dziewczyny desperacja by
zrobić dobre wrażenie, by powalić wszystkich na kolana. Głupiutka mała, nie wie
że nie ma ze mną szans. Ale za chwilkę się dowie- myślę, wychodząc z samochodu.
I mam jak zwykle rację. Gdy tylko się prostuje spojrzenie wszystkich kierują
się na mnie ( Jack wyszedł wcześniej, na niego już się nagapili). Na twarzach
dziewczyn widzę zazdrość, a mężczyzn zachwyt i podziw. Uśmiecham się,
odsłaniając swoje bieluteńkie ząbki. Mam na sobie elegancką sukienkę w kolorze
pastelowej mięty, z grubymi ramiączkami, z dekoltem w serek, wcięciem w tali,
podkreślonym złotym, łańcuszkowym paskiem,
sięgającą lekko przed kolano, z plisowanym dołem. Na dłoniach mam
krótkie, białe, satynowe rękawiczki, w uszach złote delikatnie zwisające
kolczyki. Nadgarstek mój zdobi delikatna złota bransoletka, na stopach widnieją
12-sto centymetrowe szpilki, z zapięciem przy kostce i jednym z pasków
biegnących pionowo po stopie, w tym samym odcieniu co sukienka. Złote włosy
puszczone luźno na plecy, w piękne loki, z koroną z włosów nad czołem. Usta w
kolorze nude i przełomowy dodatek: pomarańczowa kopertówka. Tak, wiem że
wyglądam świetnie, tym bardziej gdy podchodzi do mnie Jack i mnie obejmuje. W
tedy wszyscy już wzdychają z zazdrością i podziwem. Jednak ani ja, ani Jack nie
przejmujemy się tym ogólnym zainteresowaniem naszą osobą, i podobnie jak ojciec
Jacka ruszamy do całej reszty.
-Jak ci się podoba gra?- pyta nadal Simon, wyrywając mnie z
zamyślenia.
-Ciekawa, ale wszystko można łatwo wyliczyć. Przepraszam,
nie będę cie nudzić- odpowiadam.
-Cholera, gdzie ten Jack cie znalazł?- wybucha nagle chłopak, czym troszkę mnie
zaskakuje, ale na pewno nie przestraszył. Mam czarny pas trzeciego stopnia,
lepiej niech to on uważa. I nagle sobie przypominam że nie mogę nic zrobić bo
przypłacę to życiem. I dopiero w tedy zaczynam się bać. Jesteśmy tylko dwoje, w
zasięgu wzroku nikogo nie ma. Niepotrzebnie się wyrwałam i tak od razu
pospieszyłam. Ale kto przewidział taką sytuację? Mimo ogólnego strachu, nie
daje nic po sobie poznać.
-O co ci chodzi?- pytam, lekko się oddalając od niego, ale
ten znów do mnie podchodzi.
-Dlaczego Jack zawsze musi mieć wszystko co najlepsze? Jest
najbogatszy, najprzystojniejszy, najlepszy w karate, ma największe powodzenie,
a teraz i ciebie. Taką śliczną, cudowną, mądrą Kim. Taką teraz bezbronną- mówi
i stara się mnie pocałować, jednak wykonuje zupełnie automatycznie jeden z
lżejszych ciosów karate, i przerzucam go przez plecy. Od razu robi mi się
słabo, ale to nie był duży wysiłek fizyczny, więc na razie nic nie powinno mi
się zrobić. Podchodzę do leżącego na
ziemi chłopaka , pochylam się nad nim i mówię cicho:
-Twojemu tacie by zaszkodziło, gdyby okazało się że jego syn zgwałcił córkę super modelki i
sławnego reżysera filmowego. Więc uważaj, bo ta historia jeszcze jutro może być
na pierwszych stronach- mówię chłodno, po czym odwracam się z zamiarem
dogonienia pozostałych, jednak nagle czuję dłoń chłopaka na mojej kostce. Zirytowana,
wbijam mu obcas w nadgarstek i idę dalej.
-Suka!- słyszę nagle za sobą. O nie, nikt nie wrzuca na Kim
Crawford. Odwracam się do niego z szerokim uśmiechem. Przecież dobrze wiemy ze
ja na wszystkich mam haka.
-Ale przynajmniej ja nie mam nagich zdjęć- odpowiadam
spokojnie, obserwując jak twarz chłopaka przybiera coraz bardziej biały kolor.
-Nie…- mówi cicho, na co ja wybucham śmiechem.
-Tak, owszem mam wszystko, taśmę też- informuję, i widzę
niedowierzenie na twarzy chłopaka.
-Ale nikt o tym nie wie, zniszczyłem wszystkie dowody-
zaczyna się motać.
-Widocznie nie wszystkie. Ale nie martw się, ze mną jeszcze
nigdy nikt nie wygrał- mówię i odchodzę, zostawiając go samego. Musi przetrawić
tę informację. Nagle dzwoni mój telefon. Patrzę na ekran. Zastrzeżony numer.
Moje serce zaczyna automatycznie szybciej bić. Drżącymi palcami odbieram.
-Halo?...- pytam cicho.
-Dzień dobry, panna Kim Crawford? Dzwonię z policji…-
Wcale nie jest nudny wręcz przeciwnie :D Czekam na następny :D
OdpowiedzUsuńSuper !! <333
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny kochana ! ;*
o nie jest nudny ! :)
OdpowiedzUsuńjest extra . :*
dodasz nowy jeszcze dzisiaj? <3
OMG! Ciekawe co się stało, że z policji dzwonią! :O Matko jedyna! :O Boję się! Pisz kolejny! SZYBKOOO! <3 Jak zwykle rozdział jest fantastyczny. A co do słownictwa, jakim się posługujesz to jestem zaszokowana.! Skąd ty je bierzesz.? Czytasz pewnie dużo książek , mam rację.?;> Heheh ^^ Dobra wracając do rozdziału ! No ccuuuudo! <3 Dziewczyno ty to masz talent! Jesteś niesamowita! <3
OdpowiedzUsuńPzdr. i czekam niecierpliwie na kolejny! <3 C.Howard :**