wtorek, 7 sierpnia 2012

Rozdział 1

-Kim, mówię do ciebie. Czy ty mnie wogule słuchasz?- zapytała Donna Tabin, moja najlepsza przyjaciółka. Westchnełam i przeniosłam swoje turkusowe oczy na koleżankę.                                    -Oczywiście. Wtedu Brad powiedział że naprawdę cie lubi, a ty na to..?.-odpowiedziałam.                  -Przepraszam, byłam pewna że...Nieważne... A ja mu na to...- znów zaczęła trajkotać, a ja poraz kolejny się wyłączyłam. Dzięki Bogu za podzielną uwagę. Przez nią mogę robić nawet 10 rzeczy na raz, a i tak wiem dokładnie o co chodzi w każdej z nich. Tak więc mogę bezsensu gapić się w zegarek, odliczać minuty do dzwonka, być pogrążona  we własnych myślach o moim wspaniałym chłopaku Jacku Andersonie, kompletnie nie słuchac mojej przyjaciółki, a i tak wiem o czym mówi. -Przepraszam bardzo panno Tabin, czy ja pani przeszkadzam?- zapytał nauczyciel patrząc srodo ponad swoich okularów a'la Harry Potter, które w zestawieniu z jego napuchnietą , czerwona twarzą tworzyły wręcz komiczny efekt. Donna spojrzała na mnie z prośbą w oczach, błagając bezgłośnie o pomoc. Zawsze wszystko musze robic sama. Przywołałam na twarz uśmiech mówiący:" wszystko pod kontrolą" i odważnie spojrzałam nauczycielowi w oczy.                                                 -Bardzo przepraszam panie Marsel. Ta cała sytuacja to moja wina. Biorę na siebie pełną odpowiedzialność. Donna nie rozumiała tematu lekcji i poprosiła mnie o pomoc, a ponieważ ja nie mam dziś czasu, a jutro jest kartkówka, wiec zaproponowałam że wytłumaczę jej go teraz- powiedziałam jak zwykle idealnie panując nad mimiką, głosem i całą mową ciała. Przez lata doprowadziłam je do perfekcji. Mężczyzna spojrzał na mnie przenikliwie, starając się wyczytać z mojej gestykulacji, czy kłamie, lecz tak jak sądziłam, niczego podejrzanego sie nie dopatrzył. Po chwili na jego twarzy pojawił się ciepły uśmiech.                                                                                   -To miłe że chce pani pomóc koleżance,jednak następnym razem proszę robić to ciszej-                     -Naturalnie. Obiecuje że taka sytuacja się juz nie powtórzy- obiecałam i w tym samym momencie zadzwonił dzwonek. Szybko zgarnełam książki, podniosłam torbę i wyszłam z sali. Tak jak myslałam Jack już tam czekał, oparty o ścianę, z błogim uśmiechem na twarzy.Gdy tylko mnie zobaczył, podniósł się i zaczął przebijać w moją stronę.                                                                                           -Witaj księżniczko- przywitał się.                                                                                                             -Cześć Jack- odpowiedziałam, a on owinął swoje ramie wokól mojej tali, przyciągając mnie.            -Słyszałem o zajściu na fizyce- powiedział. Uśmiechnełam się.                                                             -Znów zerwałeś się z histori?-                                                                                                                  -Po co mam sie uczyc o czymś co juz było?- zapytał. Spojrzałam na niego. Średniej długości, brązowe włosy,opadające lekko na opaloną twarz. Oczy w kolorze czekolady, idealny nos i dobrze wykrojone usta. Ogólnie cały był idealny, nie tylko z wyglądy, ale i z charakteru. Dlatego tak dobrze do siebie pasujemy. Dwoje najpopularniejszych, najpiękniejszych uczniów w szkole. Kiedys byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, lecz od początku ciągneło nas do siebie. Zrobienie kroku dalej zajeło nam 3 lata. Ale opłacało sie czekać. Parsknełam śmiechem i mocniej przytuliłam się do niego, jednocześnie wciągając znajomy zapach wody kolońskiej.                                                          - Nie mam pojęcia, może zapytaj Miltona?- zaprponowałam.                                                                -Moim zdaniem powinniśmy uczyć się czegoś co przyda nam sie w przyszłości- odparł.                        -Masz na myśli jasnowidztwo? Chyba za dużo Harrego Pottera- zaśmiałam się, poczym niechętnie wyswobodziłam się z objęć chłopaka, aby wymienic książki, w końcu została jeszcze jedna lekcja. Nieśpiesznie wystukałam kod i otworzyłam szafkę, a Jack oparł sie o drziczki sąsiedniej.                   -Dobrze wiesz że go nie lubię- zrobił mine zranionego dziecka. Przewróciłam oczami.                        -Ale sam pomysł z lekcjami jest dobry- przerwał na chwilę i zamknął oczy- mam wizję..-                    -I co takiego widzisz?- zapytałam rozbawiona.                                                                                      -Widzę że mnie pocałujesz- odpowiedział z zamkniętymi oczami.                                                         -Musisz być w tym naprawdę kiepski- odparłam, zatrzaskując szafkę.                                                   -Zobaczymy- uśmiechnął się tajemniczo i rzucił na mnie, ale spodziewałam się tego. Szybko uskoczyłam w bok i zaczęłam biec przez korytarz. Jednak Jack był szybszy i złapał mnie w połowie schodów, poczym pocałował delikatnie.Czułam się jakby przeszedł mnie prąd. Rozwarłam wargi i mocno oddałam pocałunek, gdy nagle usłyszeliśmy za sobą głośne:" Hym...hym...". Szybko odskoczyliśmy od siebie, cali czerwoni. Z nami stał wicedyrektor. Przełknełam ślinę i zaczełam.       -Dzień dobry panie Russell- zaczęłam słodko i niewinnie. Mężczyzna spojrzał na mnie dziwnie.        -Nie powinniście byś na lekcji?- zapytał. O kurde! Byłam tak zajęta Jackiem że nawet nie zauważyłam że lekcja się zaczęła. Musiałam szybko coś wymyślić.                                                         -Tak, powinniśmy, ale bardzo źle się poczułam i Jack dostał nakaz zaprowadzenia mnie do pielęgniarki. Jednak po drodze zaczęło brakować mi powietrza więc musiał zastosować usta-usta- opowiedziałam z przejęciem. Nauczyciel spojrzał na mnie i najwyraźniej chciał mieć święty spokój, bo tylko przewrócił oczami i sobie poszedł. Gdy tylko zniknął za rogiem Jack podszedł do mnie.      -" Usta-usta?"-usłyszałam jego szept zaraz przy moim uchu. "No co musiałam improwizować" odpowiedziałam również szeptem, na wypadek gdyby mężczyzna nadal sie czaił. Jack zaśmiał sie cicho, i powiedział juz na głos:                                                                                                                -Chodź Kim muszę cie zabrac do szpitala- poczym złapał mnie za rękę i wyprowadził ze szkoły.        


Wiem że ten rozdział jest nudny i beznadziejny, ale musiałam jakos zacząć. Spokojnie dalsze rozdziały bedą dużo ciekawsze, obiecuje. 

3 komentarze:

  1. One nie są nudne!! One są fajne!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział cudowny, naprawdę, jeden z lepszych jakie czytałam:) Piszesz ciekawie, obszernie, poprawnie stylowo, a także wciągająco!!! :) Coś tylko tekst chyba ci się przesunął i niezbyt dobrze się czyta, ale to można poprawić:) A i czasami zdarzają się błędy, ale do nich się nie czepiam bo sama wale wielkie byki :pppppp Czekam na kolejny i z pewnością polecę Twojego bloga!!!

    OdpowiedzUsuń